Zegar wybijał piątą nad ranem, a
Sakura nadal nie mogła zasnąć. W jej głowie wciąż krążyły pozostałe demony,
których nie udało jej się jeszcze odnaleźć. Wiedziała, że nie będzie to łatwe
zadanie, ale nie przypuszczała, że stanie się niemalże niemożliwe. Czuła się
cholernie bezradna wobec czasu, który nieprzerwanie przeciekał jej przez palce.
Ledwie powstrzymała się przed uderzeniem pięściami w pościel. Obróciła się w
stronę śpiącego Sasuke. Obserwowała jego zarumienione od snu policzki, lekko
rozchylone usta, które wprost uwielbiała czuć na swoich wargach, gdy ją
całował. Przywołała w myśli momenty, w których jego dłonie błądziły po jej
ciele, gdy szeptał jej do ucha rozpalające słowa, gdy kąsał jej rozpaloną
skórę. Poczuła nagły przypływ pożądania. Zagryzła boleśnie dolną wargę
powstrzymując się od jęku. Mocno zacisnęła uda chcąc opanować rosnące napięcie,
ale jedynie pogorszyła sprawę. Po jej ciele przepłynęła fala rozkosznych
dreszczy i wróciła do epicentrum kłębiącego się pożądania. Poczuła, jak do jej
twarzy uderza fala gorącej krwi, a jej wargi pierzchną. Spojrzała kątem oka na
śpiącego obok niej Sasuke i momentalnie pokręciła gwałtownie głową.
- Nie obudzę go tylko dlatego, że
mam ochotę na seks – mruknęła pod nosem. Zastanowiła się, czy uda jej się
opanować napięcie, które w niej rosło, ale wiedziała, że już jest na to za
późno. Każdy ruch wzmagał przyjemność, jaka zaczynała nad nią dominować.
Westchnęła i najciszej jak potrafiła wyślizgnęła się spod pierzyny. Spojrzała
raz jeszcze na śpiącego mężczyznę i wymknęła się do łazienki. Zamknęła za sobą
drzwi i puściła ciepłą wodę pod prysznicem. Zrzuciła z siebie piżamę i weszła
do kabiny. Pozwoliła, by kojące strumienie powoli ogarnęły jej napięte ciało. Z
konsternacją stwierdziła, że to wcale nie pomaga rozluźnić jej mięśni, a wręcz
przeciwnie. Sprawia, że nowa fala doznań rozpieszcza jej spragnione ciało.
Zawstydzona skierowała dłoń w stronę swojej kobiecości, ale w połowie drogi
zrezygnowała z zamierzonego celu. Czuła się nieswojo z tym, co chciała zrobić
jednocześnie wiedząc, że to sprawi jej przyjemność. Wzięła głęboki wdech i
ponowiła próbę. Gdy jej chłodne palce dotknęły rozgrzanej w tamtym miejscu
skóry, omalże nie krzyknęła. Obezwładniające fale ekstazy uderzyły w nią z niespotykaną
intensywnością. Wolną ręką oparła się o zimne kafelki, zaś drugą przesunęła po
całej długości swej kobiecości. Wstyd zniknął niemalże w kilka chwil zadawanej
sobie rozkoszy. Ośmielona złożyła razem dwa palce i wsunęła je w głąb siebie
czując, jak jej ciepłe wnętrze zaciska się rytmicznie wokół wsuniętej ręki. Jej
oddech mimowolnie przyspieszył, a ruchy stały się gwałtowniejsze. Gdy niemalże
dochodziła do spełnienia, czyjaś zimna dłoń złapała ją za nadgarstek i
wyszarpnęła go do tyłu. Przerażona i sfrustrowana rozwarła szeroko powieki.
Chciała odwrócić się za siebie, ale osobnik za nią nie pozwolił jej na to.
Mocno popchnął Sakurę na ścianę przed nią i wygiął jej obie ręce za jej plecy.
Poczuła, jak nachyla się nad nią, a ciepłym oddechem drażni jej ucho.
- Ładnie się tak zabawiać? – niski,
chrapliwy głos przeszył ją na wskroś, wibrując w pulsującej kobiecości.
Ściśnięte gardło nie pozwalało jej na wypowiedzenie choćby słowa. W pewnej
chwili jego kolano rozsunęło uda różowowłosej, dając mu tym samym dostęp do
wnętrza rozpalonej kobiety. Nim pojęła, co zamierza zrobić, Sasuke wszedł w nią
gwałtownie natychmiast doprowadzając ją do spełnienia, które oznajmiła głuchym
jękiem. Osunęła się delikatnie po ścianie, ale mocne ramiona mężczyzny nie
pozwoliły jej opaść na ziemię.
- Moja kolej – mruknął do jej ucha i
zaczął poruszać się ekstatycznie, na nowo wzbudzając w niej pożądanie. Obydwoje
doszli niemalże równocześnie dysząc ciężko, a gorąca woda wciąż obmywała ich
rozluźnione już ciała.
- Jesteś bezwstydna – powiedział
Sasuke, gdy kilka minut później mydlił ją całą.
- Przestań – jęknęła, ale po
wstydzie zostało już jedynie wspomnienie. Odchyliła do tyłu głowę pozwalając,
by jego pieszczotliwy dotyk dotarł w każde miejsce na jej skórze. – Przecież
nie obudzę cię tylko dlatego, że mam ochotę na seks – dodała i niemalże
poczuła, jak usta Sasuke wykrzywiają się w drwiącym uśmiechu.
- A szkoda, bo może i ja miałbym na
to ochotę – odpowiedział i odwrócił kobietę w swoją stronę.
- Daj – wyjęła z jego ręki gąbkę i
nalała na nią nową porcję płynu. – Teraz moja kolej.
- Yhm – mruknął Sasuke i pozwolił
Sakurze pieścić swoje ciało. Gdy umyci wyszli spod prysznica, złapali za
puchate ręczniki i zaczęli się wycierać.
- Mogłabym się przyzwyczaić – Uchiha
zaśmiał się w odpowiedzi.
- Do seksu? – zapytał pokornie.
- Do wspólnego prysznica – odparła
karcąco.
- Czyli do seksu też – Haruno
westchnęła, ale po chwili posłała mu znaczący uśmiech. Ubrali się i gotowi
zeszli do kuchni. Zegarek wskazywał godzinę szóstą piętnaście, więc nie
zdziwiła się, że nikt jeszcze nie wstał. Podeszła do czajnika i nastawiła w nim
wodę.
- Cześć – usłyszała za sobą
dźwięczny głos Baku. – Mm, będzie kawa.
- Cześć – odpowiedziała i podeszła
do lodówki, z której wyciągnęła kilka produktów na kanapki. Sasuke zniknął
równie szybko, co pojawiła się Baku, ale zielonooka postanowiła nie wnikać we
wszystkie sprawy dotyczące karookiego. Wiedziała, że mężczyzna ceni sobie
prywatność, a więc w rekompensacie za wtargnięcie do jego poukładanego świata
jak burza postanowiła dać mu więcej swobody w innych aspektach życia.
- Wyspałaś się? – zapytała, niby od
niechcenia, rudowłosa, a Sakura zamarła na ułamek sekundy. Czy ona wiedziała
niemalże wszystko? Zastanawiała się w myślach różowowłosa.
- Nie narzekam – odparła zielonooka
i wzięła się za przygotowywanie śniadania.
- Mnie Chōmei nie dawał spokoju –
rzuciła beztrosko. Lekkim ruchem wskoczyła na blat stołu i umościła się
wygodnie, odwracając się przodem do młodej Haruno. – Wciąż chciał mieć nade mną
kontrolę, więc dobijał się do mojego umysłu domagając się zainteresowania.
- Rozumiem – nie wiedziała, jak
interpretować zachowanie Jūbiego, który prawie wcale się z nią nie
porozumiewał. Działał tak, jak miał na to ochotę, a ona nie miała nic do
powiedzenia. Dokładnie w każdej chwili mógł przejąć nad jej ciałem kontrolę.
- Milczysz – zarzuciła jej Baku.
- Z natury nie jestem gadatliwa –
odparła i zalała wrzątkiem cztery kubki.
- Czemu cztery? Przecież Itachi…
- Itachi co? – zapytał właściciel
wypowiedzianego imienia. Wyszedł z gabinetu różowowłosej, gdzie obecnie
odbywały się spotkania odnośnie poszukiwań pozostałych demonów. Jak
wywnioskowała po jego wyglądzie, musiał spędzić tam całą noc studiując akta
zawierające informacje o ich możliwej lokalizacji.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się
Baku, niezrażona faktem, że została przyłapana na obgadywaniu starszego z braci
Uchiha. – Wyglądasz promiennie – rzuciła fałszywie słodkim głosem znacząco
lustrując jego wymięte ubranie i zmęczony wyraz twarzy.
- Dziękuję, ty też trzymasz się
całkiem nieźle – odparł ze stoickim spokojem. Sakura rzuciła mu zdziwione
spojrzenie. Nie wiedziała, że Itachi jest człowiekiem, który potrafi żartować.
Już prędzej posądziłaby Sasuke o poczucie humoru, niż starszego z braci. Nawet
nie podejrzewała, jak bardzo się myliła. Przyjrzała się Itachi ‘emu.
Był przystojny. Długie, krucze włosy
zawsze spinał poniżej karku pozwalając, by niektóre kosmyki wymknęły się spod
kontroli gumki. Dwie podłużne zmarszczki rozchodzące się na policzki dodawały
mu swoistej powagi. Zsunęła się spojrzeniem na wargi mężczyzny, a w głowie
momentalnie pojawiło się wspomnienie ich pocałunku. Był on diametralnie inny
jak jeden z tych z Sasuke. Był niepewny. Jakby nie wiedział, jak z nią postępować. Poczuła pojedynczy,
delikatny uścisk w okolicach podbrzusza, ale szybko go zignorowała.
- Świetnie – usłyszała ostatek z
rozmowy Itachi ‘ego z Baku. Pokręciła głową i podniosła na nich swoje pytające
spojrzenie.
- Sakura, możemy chwilę porozmawiać?
– zapytał starszy z braci. Kobieta skinęła głową. – Ale w cztery oczy.
- Chodźmy do mojego gabinetu –
odparła i skierowała się w stronę wymienionego pomieszczenia.
- Tylko grzecznie mi tam, bo jak nie
to powiem wszystko Sasuke – uśmiechnęła się diabolicznie Baku. Haruno zgromiła
ją spojrzeniem i weszła do gabinetu. Usłyszała, jak Itachi zamyka za nimi
drzwi.
- O czym chciałeś ze mną
porozmawiać?
- W nocy kontaktował się ze mną
Deidara – odparł spokojnie mężczyzna.
- Coś w sprawie demonów? –
zainteresowała się żywo Haruno. Usiadła w fotelu za biurkiem i wbiła w niego
oczekujące spojrzenie.
- Znaleźli lokalizację czwartego
demona – odpowiedział i uśmiechnął się szeroko. Dawno już nie doznała tak
szczerego gestu. Odetchnęła z ulgą.
- Muszę ruszyć natychmiast – rzuciła
i wstała od biurka.
- Sakura – ton głosu czarnowłosego
sprawił, że zatrzymała się w miejscu i wbiła w niego zaniepokojone spojrzenie.
– Jak rodzice? – przez chwilę mierzyła go niezrozumiałym wzrokiem, ale w końcu
przypomniała sobie o Mikoto i Fugaku. Poczuła się okropnie zdając sobie sprawę,
jak samolubnie postępowała nie informując go o jego rodzinie.
- Czują się świetnie i już nie mogą
się doczekać, kiedy was zobaczą – odpowiedziała zmieszana swoim egoistycznym
czynem.
- Dziękuję, że poświęcasz się w tej
sprawie – zdrętwiała. Poczuła się jeszcze gorzej wiedząc, że gdyby nie jego
pytanie w ogóle by nie wpadła na pomysł, by go poinformować o stanie ich
rodziców. Na dodatek nie przywykła do otrzymywania podziękowań ze strony
któregokolwiek z Uchiha. Skinęła nieznacznie głową i ruszyła w stronę wyjścia.
Kiedy mijała Itachi ‘ego, ten złapał ją za nadgarstek. Spojrzała na niego z
pytaniem w oczach.
- Pamiętaj, nie jesteś w tym sama –
dodał. Zacisnęła usta w wąską linię i wyszła z pomieszczenia. Rozejrzała się
wokoło i ciężko westchnęła.
- Baku! – wrzasnęła. Dziewczyna
wyłoniła się zza pobliskiej ściany ze skruszoną miną.
- Tak? – zapytała pokornie. Sakura
mruknęła coś niezrozumiale, ale w porę się opanowała.
- Wyruszamy za dwadzieścia minut –
zarządziła. Płomiennowłosa spojrzała na nią niepewnie.
- Nie bierzesz kochanka A lub
kochanka B?
- Nie przeginaj. Masz być gotowa o
czasie – warknęła w jej stronę i wyszła po schodach do swojej sypialni.
Niebieskooka potrząsnęła głową i ruszyła do pokoju w celu spakowania się na
nadchodzącą misję.
Sasuke przeklinał przeciągające się
spotkanie ANBU. Niezapowiedziane wezwanie całkowicie wytrąciło go z dobrego
humoru po sytuacji pod prysznicem. Na samo wspomnienie młodej Haruno zadającej
sobie przyjemność po jego ciele przebiegł dziki dreszcz podniecenia.
- Raporty z zeszłego tygodnia należy
złożyć na moje biurko do jutra – rzucił Naruto i rozciągnął się w zajmowanym
fotelu. – Należy wzmocnić straże we wschodniej części wioski. Jest ona najmniej
uczęszczanym terenem Konohy, a więc tym samym najłatwiejszym celem dla
potencjalnego wroga – dodał i zamknął księgę leżącą na biurku przed nim.
- To wszystko, Szacowny? – zapytał
Neji. Uzumaki skinął głową i wstał od biurka, a wraz z nim podnieśli się
pozostali. Odczekali, aż Naruto opuści pomieszczenie i dopiero wtedy wszyscy
zaczęli pchać się do wyjścia.
- Na Jashina, dłużej nie mógł
paplać? – usłyszał obok siebie znużony głos Kiby.
- Spotkanie miało odbyć się dopiero
jutro – dodał Shikamaru, który z miną męczennika przepchnął się między dwoma
innymi członkami ANBU.
- Hokage jutro udaje się z wizytą do
Suny – odparł Neji, rozwiewając przy tym wszystkie wątpliwości debatujących
mężczyzn.
- Miał pojawić się u Gaary dopiero
za kilka dni – zirytował się Kiba. – Jak zwykle o wszystkim dowiadujemy się
ostatni, a to my jesteśmy odpowiedzialni za bezpieczeństwo.
- Świta Szacownego została
powiadomiona odpowiednio wcześniej – zripostował Neji spojrzeniem uciszając
wszelkie kolejne spory. Sasuke pokręcił jedynie głową i wyszedł z budynku.
Niebo poszarzało, a w powietrzu dało się wyczuć nadchodzącą burzę. Cieszył się,
że nie został przydzielony do żadnego zespołu wyruszającego na misję.
Sprężystym krokiem udał się w stronę domu.
Spakowała wszystko to, co było jej
najpotrzebniejsze. Na sam wierzch w plecaku położyła małą mapę z zaznaczonym
miejscem położenia czwartego demona. Upewniła się, że wszystko niezbędne jest
na swoim miejscu i zeszła na dół, gdzie czekała już na nią Baku. Skinęła na nią
głową i wyszły z domu. Sakura wzięła głęboki oddech i weszła w pobliski lasek.
- Wybrałaś złą drogę – rzuciła za
nią rudowłosa, ale szybko ruszyła zaraz za zielonooką.
- Nie złą drogę, tylko skróty –
powiedziała oschle Haruno i dalej parła naprzód, przedzierając się przez
chaszcze.
- Może nie chcesz spotkać się z
Sasuke? – zastanawiała się na głos posiadaczka siódmego. Sakura przystanęła
gwałtownie, a krocząca za nią Baku wpadła na nią raptownie.
- Posłuchaj – warknęła w jej stronę
różowowłosa. – Zachowaj dla siebie swoje przemyślenia i skup się. Nie będę cię
niańczyła jak dziecko.
- Nie jestem dzieckiem – odparła
spokojnie rudowłosa, momentalnie poważniejąc.
- Z tego też powodu wzięłam cię ze
sobą. Zacznij się zachowywać jak na shinobi przystało, albo wracaj do domu –
dodała na koniec i wznowiła przeprawę. Niebieskooka nie należała do ludzi,
którzy wszystko biorą do siebie, także słowa Haruno nie uraziły jej, ale
skutecznie pokazały jej miejsce w szeregu. Zastanawiała się jedynie, co
spowodowało tak nagłą zmianę humoru u jej towarzyszki.
Nie odezwała się jednak, tylko
śmiało szła za shinobi, co jakiś czas spoglądając na jej plecy. Przypomniała
sobie swoje pierwsze spotkanie z Sasuke. Uśmiechnęła się pod nosem.
Stanęła na polanie i spojrzała na
wyłaniającego się spomiędzy drzew mężczyznę. Kroczył dumnie czujnie spoglądając
w jej oczy. Chłód, jaki z niego emanował, mógł spłoszyć nawet nieustraszonego
wojownika, ale nie ją. Doskonale znała człowieka, który w tym momencie
zatrzymał się kilka metrów przed nią. Wiedziała o nim wszystko.
- Sasuke Uchiha – rzuciła, ale on
ani drgnął. Nawet jeżeli zdziwiła go jej znajomość jego nazwiska, to nie
pokazał tego po sobie. Przecież był znany w przestępczym świecie shinobi, więc
jego sława mogła go wyprzedzić.
Przyjrzał się dziewczynie przed
sobą. Mała, wątła i nie bardzo wiedział, co mogła sobą reprezentować. Wyglądała
jak dziecko zagubione w lesie. Jedyne, co mu w niej nie pasowało, to
spojrzenie. Wykalkulowane, chłodne i tak dojrzałe, świadome tego, co może
zrobić.
- Znasz moje imię, ale ja nie znam
twojego – odparł i wyprostował się lekko. Czekał.
- Które z moich imion chcesz poznać?
– Sasuke zmarszczył brwi, szczerze nie rozumiejąc jej pytania.
- Ile ich masz? – zapytał
skonfundowany. Zaśmiała się w głos.
- Wiele – rzuciła. Jej ciało wygięło
się w tył, następnie gwałtownie w przód. To, co zobaczył sprawiło, że nogi
wrosły mu w ziemię. Na jej plecach zaczynały tworzyć się wybrzuszenia, które
poruszały się pod skórą. Spojrzał na jej nogi i zobaczył, jak po ziemi pełza
ogon przypominający odwłok jaszczurki. Teraz z jej pleców wyłaniały się trzy
pary skrzydeł, pokrytych cienką błonką i siecią małych żyłek. Już wiedział, z
kim ma do czynienia i na pewno nie podobała mu się wizja walki z demonem.
- Chōmei – powiedział spokojnie, ale
daleko mu było do opanowania. Wiedział, że to niepotrzebna komplikacja na jego
drodze. Spotkania z nosicielami demonów nigdy nie kończyły się tak, jak to
przewidywał. Tak jak wiele lat temu, gdy Gaara stracił kontrolę nad Shukaku.
Pokręcił głową i skupił się na aktualnym problemie. Nie zdążył nawet oszacować
poziomu swojej chakry, gdy dziewczyna przypuściła atak. Miażdżąca siła niemalże
zmiotła go z powierzchni ziemi. Szybko złapał się w locie jednej z gałęzi i
miękko wylądował na trawie. Uruchomił swojego Sharingan i odszukał wzrokiem
spojrzenia Chōmei.
- To na mnie nie działa, Uchiha –
rzuciła dziewczyna i zaśmiała się ponuro. – Twój braciszek próbował, tak samo
jak Madara.
- Jak to… - szepnął zaszokowany
Sasuke. Po chwili jednak ugryzł się w swój niewyparzony język.
- A teraz dam ci lekcję, podobną do
tych danym pozostałym Uchiha – zaśmiała się drwiąco.
- Czyli? – zapytał arogancko Sasuke.
Znał niewielu shinobi, zdolnych do pokonania go w walce.
- Czyli lekcję dla przegranego –
odparła i przypuściła na niego atak, którego nie umiał powstrzymać. Potem
poszedł kolejny i kolejny, a Sasuke, bezradnie, próbował już tylko obronić
resztki honoru.
- Sasuke powiedział ci, w jakich
okolicznościach doszło do naszego spotkania? – zapytała. Sakura zatrzymała się
i spojrzała na Baku. Jej wzrok nie był już obcy i zagniewany, ale wciąż
trzymała niewielki dystans.
- Nie – potwierdziła swoje słowa
kręcąc głową. Rudowłosa zaśmiała się.
- Takiego lania, jakie ja mu
sprawiłam, nie dostał nigdy – Sakura rozwarła delikatnie usta, a po chwili
zachichotała.
- Opowiadaj, bo czeka nas długa
droga.
Wszedł do domu i zdjął buty. Z
cichym westchnięciem udał się do kuchni, która, ku jego zdziwieniu, była pusta.
Wspiął się po schodach i od razu skierował się w stronę sypialni, ale ją też
zastał bez cienia żywej duszy. Zirytowany zbiegł do sali treningowej, w której
było ciemno i głucho.
- Nie ma ich – usłyszał za plecami
głos brata. Zacisnął swoje pięści i zazgrzytał zębami.
- To widzę – burknął. – Pytanie,
gdzie są?
- Wyruszyły na misję – uśmiechnął
się Itachi i zapalił światło. Cichy brzęk jarzeniówek rozszedł się po
pomieszczeniu.
- Jaką misję? – warknął zły Sasuke.
Nie lubił być tym niedoinformowanym. W Hebi to on wiedział wszystko, co dawało
mu ogromny pakiet kontrolny. Teraz był bezsilny, bo nie stanowił najważniejszej
figury w grze.
- Tajną – odparł spokojnie Itachi. –
Jeżeli oczywiście wiesz, co znaczy słowo ‘tajny’ – dodał pospiesznie widząc,
jak jego brat otwiera usta w celu zadania kolejnego pytania. Sasuke poczuł się,
jakby dostał pstryczka w nos. Zirytowany zachowaniem brata postąpił krok w jego
stronę, ale zatrzymał się.
- Przestań bawić się ze mną w swoje
gierki, Itachi – warknął Sasuke. – Nie jestem już dzieckiem.
- Szkoda – rzucił starszy Uchiha. –
Bo zachowujesz się infantylnie, co nie jest oznaką dojrzałości, o jakiej mnie
zapewniasz – dodał chłodniej. Sasuke doskonale zdawał sobie sprawę, do czego
zmierzał jego brat. Chciał wyprowadzić go z równowagi, dokładne jak kiedy byli
jeszcze dziećmi. Uwielbiał go wtedy prowokować do wszczynania kłótni i bójek.
Dopiero kilka lat później Sasuke zdał sobie sprawę, jak wielką władzę ma nad
nim starszy Uchiha.
- Muszę uzupełnić kilka raportów –
rzucił i skierował się do wyjścia. Źrenice Itachi ‘ego powiększyły się
nieznacznie. Gdy młodszy Uchiha zrównał się z nim w celu wyminięcia brata, ten
złapał go za ramię.
- Od kiedy jesteś taki pilny, co? –
zadrwił Itachi, ale na Sasuke nie zrobiło to wrażenia. Starszy z
niedowierzaniem spoglądał, jak wargi brata rozciągają się w drwiącym uśmiechu.
- Itachi, nie sprowokujesz mnie –
sarknął były członek Hebi. – Nie masz już nade mną tej władzy, co niegdyś –
dodał i wyszedł z sali treningowej, pozostawiając za sobą oniemiałego Itachi
‘ego.
- A to niespodzianka – wymruczał
długowłosy i poszedł w ślady brata.
Przedarły się przez gęste zarośla,
które skutecznie hamowały dojście do zabitej deskami chaty. Czujnie rozejrzały
się po okolicy i porozumiewając się gestami ruszyły na zwiady. Baku zrobiła
obejście od prawej, a Sakura od lewej strony opuszczonej posesji. Obniżyły
poziom chakry i wytężyły zmysły, jednak nie były wstanie nic wyczuć, co
znacznie je zaniepokoiło.
- Ani żywej duszy – mruknęła Baku,
gdy spotkały się z Sakurą przed wejściem.
- Nie pozostaje nam nic innego, jak
wejść tam i po prostu szukać – odparła różowowłosa i złapała za pierwszą z
brzegu deskę, która blokowała drzwi. Pociągnęła ją do siebie, a że drewno było
spróchniałe, szybko odpuściło i złamało się pod naporem siły młodej Haruno.
Chwilę potem obie z Baku wyrwały pozostałe deski i niepewnym krokiem weszły do
środka.
- Halo! – zawołała półgłosem
rudowłosa.
- Cisza – szepnęła Haruno. – Mam
dziwne przeczucie… - nim jednak wyjaśniła, czego ono dotyczyło, poczuła, jak
pod jej ciężarem zapada się znaczna część podłogi, ciągnąc za sobą nie tylko
Sakurę, ale także i Baku. Rudowłosa krztusiła się pod wpływem wzbitego w
powietrze kurzu. Dłonią starała się odgonić natrętne drobinki krążące wokół jej
twarzy.
- Saki! – krzyknęła. Po chwili ciszy
usłyszała kaszel, a następnie głuche jęknięcie.
- Mój tyłek – przebił się zdławiony
głos różowowłosej.
- Czyli żyjesz – skomentowała pod
nosem Baku i wstała z ziemi. – Gdzie jesteś? – zawołała.
- Tutaj – dobiegła ją odpowiedź
przyjaciółki, ale nie mogła zlokalizować źródła dźwięku. Wzięła głęboki oddech,
ale znowu zakrztusiła się kurzem. Zirytowana ograniczoną widocznością
zmaterializowała jedną parę skrzydeł Chōmei i machnęła nimi, odganiając tym
samym uporczywe i drażliwe powietrze.
- Tak lepiej - powiedziała sama do siebie i rozejrzała się w
poszukiwaniu Sakury, jednak kolejnym problemem okazała się wszechogarniająca
ciemność. W głowie zaczęła poszukiwać jutsu, które pozwoli jej oświetlić wnętrze,
jednak jak na złość nie mogła sobie przypomnieć niczego użytecznego. Na
szczęście pozostawała jeszcze Haruno z arsenałem dziwnych i nieznanych dotąd
technik, która po chwili przywołała garstkę płomieni rozpraszając je wokoło w
kilkumetrowych odległościach.
- To był bolesny upadek – rzuciła do
Baku, którą po momencie zlokalizowała nie tak daleko od siebie, jak
przypuszczała. Otrzepała strój z brudu i resztek drewnianej podłogi.
- Moja fryzura – dramatyzowała
rudowłosa. Sakura zaśmiała się krótkim śmiechem.
- Nie przesadzaj – mruknęła i
rozplątała swojego warkocza. Potrząsnęła głową i spięła napuszone włosy w
wysokiego koka. – No, to do dzieła.
- Poszukiwania czas zacząć –
przytaknęła Baku i obydwie rozglądnęły się po wnęce. Było to coś na kształt
jaskini, której wejście i wyjście znajdowały się pod sufitem, a nie w ścianie.
Gdy cały kurz opadł kobiety dostrzegły właz w górnym rogu wnęki, z którego
spuszczały się stare, drewniane schody. Gdyby nie spróchniała podłoga spokojnie
odnalazłyby to niewątpliwie bezpieczniejsze zejście na dół.
- O, schody – ironicznie mruknęła
pod nosem Sakura.
- Mnie też to zaskoczyło – odparła
Baku i zmrużyła powieki. – Spójrz – wskazała dłonią przeciwległy koniec
jaskini. Haruno podążyła wzrokiem za ręką rudowłosej i otworzyła szerzej oczy.
- Bingo – zaśmiała się, ale nie
ruszyła się z miejsca. Wpatrywała się teraz w mały ołtarz, na którym znajdował
się demon. Były to wyrzeźbione w ścianie jaskini dwa chińskie smoki, które w
przednich łapach dzierżyły kamienne szkatuły, imitacje tej prawdziwej, z
drewna, leżącej na marmurowym katafalku pomiędzy nimi. Ich splecione ogony
broniły dojścia do cennego demona.
- Myślisz, że ożyją? – zapytała
Baku. Sakura spojrzała na nią z konsternacją.
- Coś na pewno broni czwartego –
odparła wymijająco, przeczesując wzrokiem wnętrze jaskini w poszukiwaniu mniej
oczywistego zagrożenia, jakim niewątpliwie były smoki.
- W sumie smoki nie byłby takie złe
– mruknęła Baku. – Wolę oczywiste zagrożenia – rzuciła buntowniczo w odpowiedzi
na niedowierzające spojrzenie Haruno. Różowowłosa westchnęła i zrobiła krok
przed siebie, jednak nic się nie stało. Ponownie postawiła kolejny i kolejny,
podejrzliwie wpatrując się w puste ślepia jaszczurów.
- Niemożliwe, by poszło tak łatwo –
wymamrotała, gdy od szkatuły dzielił ją jedynie metr.
- Uważaj! – krzyknęła Baku, gdy
różowowłosa miała postawić kolejny krok. Jednak jej słowa dotarły zbyt późno.
Stopa Sakury dotknęła podłoża tuż za ledwie widoczną linią.
- Cholera – jęknęła widząc, jak
kamienna powłoka smoków pęka, tworząc mapę linii i zakrzywień.
- Cofnij się – poleciła Baku, a
Haruno powoli wykonała krok w tył. Obie obserwowały, jak płaty gruzu opadają na
podłogę, budząc tym samym potwory do życia.
- Oczywiste zagrożenia, co? –
zapytała z sarkazmem, a bijū wzruszyła jedynie ramionami.
- Czepiasz się – odparła i złapała
przyjaciółkę za ramię. – Jak je rozbroić?
- Nie mam pojęcia – Sakura
obserwowała, jak dwie pary ślepi przeczesują pomieszczenie w poszukiwaniu
intruzów. Gdy tylko płonące źrenice spoczęły na dwóch shinobi, jaszczury
znieruchomiały.
- Niech zgadnę – mruknęła Baku. – W
podaniach nie było mowy o smokach pilnujących demona.
- Zacznij grać w mahjong ‘a na jeny
– Sakura zaczęła powoli wycofywać się, ciągnąc za sobą rudowłosą.
- Przypomnij mi o tym, jak tylko
wyjdziemy z tego cało – jęknęła Baku. W tym momencie ogony smoków rozdzieliły
się i przecięły powietrze z charakterystycznym świstem. Obydwa opadły między
kobietami, skutecznie rozdzielając je od siebie. Wiedziały, że nie pójdzie im
łatwo.
Siedział nad raportami, ale nie mógł
się skupić. Niewiedza odnośnie działań Sakury działała na niego destruktywnie.
Denerwował się, bo różowowłosa była nieobliczalna z posiadanym w sobie Jūbim.
Co to za misja? I czemu wzięła ze sobą Baku? Zirytowany rzucił pędzel na
biurko, plamiąc przy tym raport. Oczywiście z zasady i honoru noszenia nazwiska
Uchiha, mało się tym przejął.
- Widzę, że znużyła cię praca
sekretarza – zaśmiał się Itachi, wchodząc do gabinetu.
- Nie interesuj się – warknął
rozeźlony, jednak szybko zamknął w ryzach zbędne emocje.
- Mistrzowsko radzisz sobie z
poskramianiem uczuć – uśmiechnął się starszy z braci.
- Za to widzę, że ty sobie
odpuściłeś – zadrwił Sasuke. – Staczasz się, braciszku – długowłosy drgnął na
przydomek.
- Kradniesz mi kwestie – mruknął
Itachi i bez zaproszenia usiadł w fotelu naprzeciwko biurka.
- Stałeś się na nie za kiepski –
Sasuke rozsiadł się w meblu i zmierzył brata bacznym spojrzeniem. – Po co
przyszedłeś? – zainteresował się młodszy. Długowłosy podniósł na niego
nieodgadniony wzrok.
- Sakura dobrowolnie przystała do
Brzasku – Sasuke skamieniał. – Zawarła z nami kilka umów, które wiążą ją
długoterminową przynależnością do organizacji.
- Przecież jej tatuaż nie był pełny.
Wskazywał na status jeńca, nie członka – zniecierpliwił się Sasuke. Denerwowała
go jego niewiedza. Będąc w Hebi już dawno użyłby swojej władzy i mało
przyjemnych praktyk, by wiedzieć wszystko, czego potrzebował. Zbytnio zmiękł.
- To jest wynik przewidzianych
negocjacji – wyjaśnił Itachi. – Ale po co zagłębiać się w szczegóły – machnął
lekceważąco dłonią.
- Może po to, by lepiej panować nad
sytuacją? – wtrącił Sasuke, ale momentalnie ugryzł się w język.
- Nie dzieje się nic niegodziwego –
wyjaśnił Itachi. – Tsunade wiedziała o wszystkim.
- Tsunade? – coraz mniej podobało mu
się to, co słyszał. - Nieważne. Gdzie teraz jest Sakura?
- Tego wciąż nie mogę ci wyjaśnić –
odparł. – To jest dalsza, niewielka część umowy między Brzaskiem, a Sakurą –
dodał wiedząc, jak niewiedza działa na jego brata.
- Po co mi to mówisz? – wysyczał
Sasuke.
- Potrzebuję, byś wskrzesił Hebi –
słowa Itachi ‘ego totalnie zdziwiły młodszego Uchiha. Nie wiedział, co się
działo z członkami jego starej organizacji tuż po tym, jak postanowił ją
rozwiązać. Podejrzewał, że rozproszyli się po świecie, każdy szukając własnej
zemsty.
- Dlaczego miałbym to zrobić? –
wiedział, że ten krok może sprowadzić na niego wyrok śmierci, a nie chciał znów
zostać wyrzutkiem Konohy. To oznaczałoby, że straci Sakurę już na zawsze.
- Jesteśmy częścią większego planu,
Sasuke – odparł Itachi. – I wierz mi, lub nie, ale sam nie do końca jestem w to
wtajemniczony – te słowa zaskoczyły mężczyznę.
- Nigdy nie sądziłem, że będziesz
bezmyślnie wykonywał czyjeś polecenia – mruknął Sasuke, gubiąc się w tym
wszystkim jeszcze bardziej.
- Ja nigdy nie podejrzewałem, że tak
się zmienisz – odparł Itachi. – Obecnie Karin, Jūgo i Suigetsu są członkami
Akatsuki – wyjaśnił pierworodny Uchiha, prowokując zmianę tematu. – Ich
położenie jest znane niewielkiej garstce ludzi, zaś oni sami do nich nie należą
– dodał.
- Są na podobnej zasadzie, jak
Sakura – domyślił się Sasuke, a jego brat skinął głową.
- Zawarli umowy, jednak mniej
obszerne niż ta Sakury – wyjawił. Krótkowłosy powstrzymał się od komentarza.
Wiedział, że uporu Itachi ‘ego nie sposób pokonać.
- I mam ich ściągnąć tutaj? –
zapytał zrezygnowany. Brat pokiwał głową. Sasuke westchnął i poprawił się w
fotelu. – To jest popaprane.
Unik za unikiem nie był wyjściem z
sytuacji. Zaczynały opadać z sił, lecz nie zbliżyły się do szkatuły ani o krok.
- Musi być jakiś sposób –
zdenerwowała się Baku.
- I jest – odpowiedziała jej Sakura,
a płomiennowłosa spojrzała na nią z nadzieją. – Tylko my go nie znamy – dodała.
Bijū zgromiła ją wzrokiem.
- To są tylko jaszczurki, do
cholery! – wrzasnęła dziewczyna. W tym momencie nieuwagi jedna z poczwar
przygniotła ją ogonem do zimnej posadzki.
- Baku! – wrzasnęła Haruno, jednak
nim dobiegła do rudowłosej drugi smok zmiótł ją z powierzchni ziemi, rzucając
ją o ścianę.
- Saki!
- Zmień się! – wycharczała Sakura. –
Wezwij Chōmei!
- Ale wtedy… - zaczęła, ale gdy spotkała
spojrzenie Sakury już wiedziała. – To samobójstwo!
- Rób co mówię! – Baku zwlekała,
jednak siła, z jaką była wciskana w ziemię stawała się nie do zniesienia.
Niemalże czuła, jak jej wnętrzności zmieniają się w papkę. Przywołała w myślach
Chōmei, jednak ten się nie pojawił. Spróbowała ponownie, lecz z tym samym
skutkiem.
- Co jest? – zapytała Sakura, gdy
płomiennowłosa wbiła w nią przerażone spojrzenie.
- Nie ma go! – wrzasnęła. – Zniknął!
– Haruno zdrętwiała. Jak Chōmei się nie pojawi, to Jūbi nie dostanie amoku. A
wtedy nie mają szans. Jej dalsze rozmyślania przerwało kolejne uderzenie
uzbrojonego w rząd ostrych, wystających łusek ogona. Poczuła, jak małe brzytwy
rozcinają skórę na jej lewym boku i ramieniu.
- Kuso! – wrzasnęła pod wpływem fali
potężnego bólu.
- Sakura! – zmusiła się, by podnieść
ciężkie powieki. Zmęczenie i zranienia dawały się jej we znaki. Spojrzała na
Baku, z której pleców spływały cienkie strużki krwi. – Wiem, co jest grane!
- Co ty bredzisz?! – zdenerwowana
Haruno podniosła się z ziemi, ale smok ponownie zaatakował, tym razem owijając
ją ogonem i stopniowo wzmacniając siłę zacisku.
- Smoki hamują przemianę! –
krzyknęła Baku. – We wszystkich trzech szkatułach są demony! Tylko w ten sposób
powstrzymują je od wydostania się na zewnątrz – dodała, unikając uderzenia
jaszczurzego skrzydła.
- No, to jak mamy je powstrzymać?! –
zdenerwowana Sakura czuła, jak tli się w niej coraz mniej chakry. Obie shinobi
zaczęły gorączkowo zastanawiać się nad planem zdobycia szkatuł i ucieczki.
Wtedy Sakurę olśniło. – Linie!
- Teraz to ty bredzisz! – warknęła
Baku.
- Nie! Linie! – niebieskooka
spojrzała wyżłobione półkole chroniące miejsce spoczynku demonów. – Całe to
miejsce musi być zabezpieczone. Wątpię, żeby jedna linia i dwa smoki broniły
dojścia do trzech demonów!
- No, ale co mamy zrobić? –
dopytywała Baku. – Nawet, jeżeli całe to miejsce jest pod działaniem jutsu, to
jak chcesz się stąd wydostać? To raczej pułapka, a nie rozwiązanie! – rudowłosa
zaczynała poważnie martwić się o stan psychiczny przyjaciółki. Po prostu
zaczynało jej odwalać.
- Musimy wejść w okrąg ochrony –
wysapała Sakura, której cudem udało się uniknąć zderzenia z łapą smoka. –
Pomyśl, czują w nas demony. Są zaprogramowane na ich dezaktywację i obronę. Gdy
wejdziemy do kręgu – musiała przerwać, by kolejny raz uniknąć starcia. – To przestaną
atakować, bo znajdą się w bezpiecznej strefie – dokończyła. Dziewczyna wątpiła
w słowa przyjaciółki, ale wiedziała, że to ich jedyna szansa. Spojrzały po
sobie. Plan był prosty. Zwabiły smoki blisko siebie, a następnie najszybciej
jak mogły dostały się do kręgu. Obserwowały, jak poczwary zbliżają się
nieuchronnie do linii granicznej, ale gdy tylko ją przekroczyły wpełzły na
swoje miejsce, by ponownie pokryć się kamieniem. Baku spojrzała oniemiała na
dyszącą Sakurę.
- Obie zaczynamy uprawiać hazard –
Haruno mimo bólu zaśmiała się w głos.
- Teraz wykombinuj jak się stąd
wydostać z trzema demonami.
- Hej – zawołała rudowłosa. – Nikt
nie powiedział, że będzie łatwo.
- Chociaż raz mogłoby być –
wymamrotała Sakura. Przesunęła blisko siebie wszystkie trzy szkatułki i
obserwowała ich sygnatury. – Trzeci, czwarty i piąty – wskazała po kolei na
każdą z nich. – Wedle podań piąty jest w naszyjniku, ale nie zaryzykuję
otworzeniem żadnej, by to sprawdzić.
- Jak stąd wyjść – zastanawiała się
Baku. Obserwowała otoczenie. Każdą ścianę, wnękę, rysę. Musiało istnieć coś, co
pomogłoby im w wydostaniu się na zewnątrz. Wtedy spostrzegła na ziemi plamę
krwi Sakury, a w jej głowie zaświtała pewna idea.
- Twój wzrok mnie niepokoi –
wymamrotała Sakura.
- Mam pomysł – klasnęła w dłonie
płomiennowłosa.
- Chcę wiedzieć? – zapytała
zrezygnowana Haruno.
- Nasza krew jest demoniczna.
Posiada ślady obecności demonów – zaczęła. – Teraz nasze bliźniaki – dłonią
wskazała dwa kamienne smoki. – Myślą, że pilnują pięciu demonów.
- Nie wiem, co ma nam to pomóc –
mruknęła Sakura, ale Baku uciszyła ją przymrużonym spojrzeniem. Oburzona
różowowłosa chciała coś powiedzieć, ale zamilkła.
- Nasza krew w okręgu stworzy pozory
obecności dwóch demonów – wyjaśniła. – Pozostałych trzech najpierw będą szukać
w jaskini – dodała.
- Nie są głupie – Sakura posłała im
zaniepokojone spojrzenie, ale ich ślepia pozostawały bez życia.
- Wbrew pozorom mają ograniczoną
zdolność powonienia – Baku usiadła przy zielonookiej i umaczała w jej posoce
palec. Po chwili nakreśliła trzy kręgi. – Kiedyś widziałam podobne jutsu. Nigdy
nie miało ono więcej niż trzy strefy – wskazała dłonią na rysunek. – W
najmniejszym je chronią, w średnim są one unieruchamiane – zaznaczała krwawe
znaczki, uzupełniając pogląd sytuacji. – Zaś w największym zabijane.
- Ostateczność – mruknęła Sakura, a
Baku pokiwała głową. – Dobrze pomyślane.
- Jak wyjdziemy poza te kręgi –
rudowłosa gestem objęła całą rycinę. – Będziemy bezpieczne, bo znajdziemy się
poza jakąkolwiek strefą ich działania. Nawet, gdy ruszą za nami – dodała, ale w
słowo weszła jej Sakura.
- Zamienią się w pył, bo czerpią
chakrę z ograniczonego źródła – niebieskooka skinęła głową na znak podobnego
rozumowania. – Im dalej od mocy, tym słabsze działanie jutsu.
- Dokładnie – właścicielka siódmego
spojrzała na szkatułki. – Nawet, gdy wydostaniemy się z tej pułapki, to i tak
mamy mało czasu – utkwiła w Haruno przenikający wzrok.
- Cztery demony i Jūbi to będzie
cyrk – dedukowała zielonooka. – Zwędzamy demony i sprintem do Konohy.
- Nie ma na co czekać – Baku
podniosła się z podłogi. – Ja zgarniam szkatułki i ruszam pierwsza. Muszę mieć
szansę na ucieczkę.
- Umówmy się, że biegniesz prosto do
mojego domu. Tam na pewno będzie Sasuke i Itachi. W razie czego, powstrzymają
mnie – Sakura podniosła się na drżących nogach. Nie mogła się uleczyć, bo
poziom jej chakry znajdował się drastycznie poniżej minimalnego. Jej resztki
chciała zachować na ewentualne wspomożenie w ucieczce. Rudowłosa skinęła głową.
Otworzyła plecak i zaczęła pakować szkatułki do środka. Kiedy była gotowa
skumulowała część z energii, jaka jej pozostała i wyskoczyła łapiąc się
ostatniego stopnia schodów. Gdy stanęła na krawędzi podłogi spojrzała w dół, na
Sakurę.
- Idź! - wrzasnęła różowowłosa
słysząc znajomy odgłos pękającej skały. Baku zniknęła z jej pola widzenia.
Haruno odczekała, jak jaszczury opuszczą pierwszą strefę. Tak, jak
przypuszczały. Smoki zaczęły węszyć po całej jaskini, więc nie zwlekając ani
chwili dłużej zielonooka poszła w ślady przyjaciółki i wyskoczyła na ostatnie
stopnie schodów. Ból w boku zaczął promieniować, jednak przemogła go i ruszyła
do biegu. Gdy obejrzała się za siebie z przerażeniem odkryła, że poczwary
depczą jej po piętach. Po głębszym zastanowieniu nie wiedziała, jak daleko sięgała
granica trzeciego okręgu. Wiedząc, że od jej motywacji i prędkości zależy jej
własne życie, przyspieszyła. Wściekłe ryki i młócenie skrzydłami były coraz
głośniejsze. Desperacko ładowała w siebie opary chakry, a gdy już czuła na
karku ich oddech, gdy myślała, że już po niej, wszystko ucichło. Przerażona nie
odważyła się jednak zatrzymać. Pruła przed siebie wiedząc, że w tym momencie
napędza ją jedynie adrenalina.
Siedzieli w salonie i przeglądali
raporty, gdy do ich uszu dotarł trzask bramki. Spojrzeli po sobie zdziwieni i
podnieśli się z zajmowanych miejsc. Bacznie obserwowali drzwi, przez które po
sekundzie wpadła Baku.
- Chowajcie demony! Demony! –
wrzeszczała jak opętana. Wcisnęła w ręce najstarszego z braci plecak, a sama
zamknęła drzwi i zaryglowała je stojącą obok komodą.
- Co tu się dzieje! – wrzasnął
Sasuke. – Gdzie Sakura?
- Idzie po mnie. Po nas. Po demony!
– szeptała Baku, wyraźnie przerażona tym, co ją spotkało.
Podczas ucieczki wyczuła chakrę
dziesiątego. Wiedziała, że zaczyna szaleć, jednak mimo to parła przed siebie.
Biegnąc czuła na plecach wzrok Jūbiego, jego obecność była namacalna. Odważyła
się spojrzeć za siebie tylko raz, ale to był o ten raz za dużo. Ciało Sakury
było w kolorze szarości, całe spękane czarnymi żyłkami. Włosy zmieniły kolor na
zgniłozielony, a spojrzenie zaszło mgłą. Wyglądała jak najmroczniejszy koszmar
psychopaty, który urzeczywistniony poszukiwał ukojenia w rozlewie krwi.
- Co z Sakurą? – dopytywał Sasuke. W
tym czasie Itachi zniósł szkatułki w podziemia, gdzie znalazły się w sali naznaczonej jutsu wyciszania chakry.
Zabezpieczył pomieszczenie i wrócił na górę, czekając na pojawienie się Haruno.
- Jūbi dostał amoku – mamrotała
rudowłosa. – Zmienił ją. Była demonem – po jej plecach wciąż ciekła krew, a jej
umysł pozostawał odrętwiały strachem. To już nie była Sakura, tylko czysta
destrukcja.
W tej chwili usłyszeli walenie do
drzwi.
- To ona! – wrzasnęła przerażona
dziewczyna i cofnęła się do tyłu. Sasuke jeszcze nigdy nie widział jej tak
przestraszonej. Spojrzał zaniepokojony na Itachi ‘ego, który uaktywnił
Sharingan. Uczynił podobnie, chociaż, wiedziony doświadczeniem z poprzedniego
spotkania ich techniki z Jūbim, nie liczył na powodzenie. Nagle komoda
odleciała w ich stronę, razem z drzwiami i framugą. W zionącej dziurze pojawiła
się postać zmienionej Sakury. Krew, która płynęła z jej boku wyglądała jak
rzeczny szlam, co sprawiało, że wyglądała jeszcze paskudniej. Podniosła głowę i
pociągnęła nosem. Gotowi do ataku bracia Uchiha postąpili krok przed siebie,
ale w tym momencie Haruno opadła na kolana, wracając do swojej normalnej
formy. Spojrzała na Baku i uśmiechnęła
się szeroko.
- Zagrajmy w mahjong ‘a – mruknęła,
a rudowłosa zaśmiała się z niedowierzaniem. Zdezorientowani bracia
dezaktywowali Sharingan. Sasuke podbiegł do Sakury, a Itachi do Baku.
- Będziesz się gęsto tłumaczyć –
rzucił wściekły młodszy Uchiha. Podniósł ją z ziemi i zaniósł do sypialni.
- Aż trzy? – zwrócił się do Baku
Itachi.
- Kupa szczęścia ze znaczną przewagą
kupy – wymamrotała i po prostu zasnęła. Starszy z braci pokręcił głową i
skierował się ze śpiącą dziewczyną w stronę jej pokoju.
***
Jeżeli
ktoś tutaj jeszcze zagląda, to... :
Wiem,
wiem. Nawaliłam. Nie chcę się gęsto tłumaczyć dlaczego. Pisanie idzie mi coraz
ciężej. Boję się, że nieuchronnie chylę się ku rozpadowi mojej twórczości.
Póki
co zapraszam na http://thinking-about-falling-stars.blogspot.co.uk/ gdzie
możecie przeczytać zaktualizowane info dotyczące nadchodzących treści. Buziaki
i miłego czytania.
Autor: .romantyczka
nawet nie wiesz, ile ja czekałam na ten moment. zaglądałam do Ciebie prawie co drugi dzień, aż w końcu się doczekałam. notka jak zwykle fantastyczna, a pierwsza scena to już zupełnie cud-miód. :D
OdpowiedzUsuńniestety trudno mi się czyta komentarze typu: "zbliżam się do końca kariery pisarskiej", bo przywiązałam się do Twojego opowiadania, czytam je od początku. mimo iż nigdy nie zebrałam się na napisanie komentarza to cały cas z Tobą jestem. mam nadzieję, że Twój stan jest przejściowy i jednak znajdziesz w sobie tę wewnętrzną siłę, aby dokończyć opowiadanie.
pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny! :*
a co do samej treści to teraz w głowie zaświeciła mi się czerwona lampka i nasunęło pytanie: czyżby poranna chcica naszej Sakurci oznaczała ciążę? jeśli dobrze dedukuję to będzie się działo, oj będzie. :D
UsuńProszę Was, kochani. Podpisujcie się :)
UsuńA co do dedukcji... Nie powiem :)
Serio ciaaaza? No ja nie pomyślałam o tym :O no to jestem ciekawa teraz! Faktycznie tego po Sakurze to bym się nie spodziewała! A powiedz mi: jak można TAK pisać i mówić, że nie ma się siły, weny i w ogóle koniec kariery się zbliża coooo? Nie wierzę Ci! I blagaaaam Cię! Nie karz tyle na siebie czekać znowu tylko raz, dwa i nowy rozdział proszę :-D oczywiście ją nie zauważyłam żadnego spadku formy u Cb, więc nie wiem o czym mowilas;-) komentowalam już wczoraj i jakoś się nie przyjęło chyba... Ale nic! Komentuje jeszcze raz dłużej :-D i czekam na kolejny rozdział :-P pozdrawiam kochana :-* hayley:-*
OdpowiedzUsuńEj no! Normalnie co do perepsktywy ciazy to jestem zawsze za jesli chodzi o opka! :D Ale w obecnej musze jeszcze dodac: No bez jaj... mam swoje lata... i dopiero sie dowiaduje ze poranna chcica jest objawa ciazy? Wezcie mnie nawet nie denerwujcie. Fuck...
OdpowiedzUsuńNo ale przechodzac do rozdzialu, to ty doskonale wiesz ze piszesz genialnie i prosze mi tu nie zaprzeczac bo przejade sie do S. i dam ci niezla reprymende! Jaki rozpad tworczosci? Romantyczko no!
Tak samo jak i Hayley nie zauwazylam u ciebie zadnego spadku formy pisarskiej, wiec mnie nawet nie denerwuj! Bo na serio wsiade w ten pociag do ciebie >.<'
Poczatek byl genialny, ale poniekad chcialam cie za niego zamordowowac... Chociaz w jednym sie z Sakura zgadzam, jak jest chcica to troche jest nieswojo obudzic partnera ;D
Ohooo... ta walka Sakury i Baku! Genialna! Wiecej takiej akcji prosze ;D
Ale za to Sasek sie niezle wkurzyl, bo znowu zostal pominiety ;D I juz nie moge sie doczekac, jego rozmowy z Sakura. Mam dziwne przeczucie, ze posypie sie duzo slow.
Hmm... obecne relacje Sasuke z Itachim sa takie realne, ze szok! No ale popieram Saska, nie ma co, trzeba pokazac Itaskowi ze nie jest od niego juz zalezny ani nic w tym stylu ;D
Dobra ja lece, bo trzeba sie zaczac zbierac na uni ;D
Tak w ogole, to ile ty tak na oko przewidujesz rozdzialow tutaj? ;)
Byeeeeeeeee ;***
Powoli zbliżam się do końca tego opowiadania. Nie wiem, jak mi się uda, ale planowałam 30 rozdziałów. Nie będzie to tasiemiec, ale po przeczytaniu miliarda blogów doszłam do wniosku, że 30 to taki optymalny wynik. :)
UsuńCo do ciąży Sakury. Nie mogę się wypowiadać, zanim nie napiszę rozdziału. :) Dzięki za komentarz. Za wszystkie komentarze :) Nie wiem co będzie, jak skończę to opowiadanie. Tak na prawdę to będzie przełomowy moment. Jednak mogę zapewnić, że tę opowieść doprowadzę do końca. xoxo
Buziaki i do zobaczenia :)
No! I mi poprawilas humor! ;D Ale moge cie troche pomeczyc, bys ciut szybciej pisala cos tutaj? ;D
OdpowiedzUsuńW sumie obecnie jestem na fali, ale postawiłam sobie licznik, by jeden rozdział miał nie mniej jak 13 stron w Wordzie, więc to trochę utrudnia sprawę. :) Obecnie tworzę partówkę, ale staram się stworzyć coś i w tym opowiadaniu :)
UsuńŚwietny rozdział! Naprawdę nie mogłam się doczekać kiedy dodasz coś nowego, ale rozumiem, że nie każdy ma zawsze czas i wenę ;) Cieszę się jednak, że nie postanowiłaś zawiesić lub co gorsza porzucić bloga :D Jeśli tylko będziesz pisać to ja mogę czekać bardzo długo :) Więc nie poddawaj się!
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to muszę przyznać, że dużo się w nim działo :D Najlepsza była oczywiście scena początkowa, ale walka ze smokami wcale nie była gorsza :D Chciałabym aby Sakura była w ciąży, ale jestem pewna, że to skomplikowało by wiele spraw :P Jednak akcji nigdy za wiele :D
Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę :D
Pozdrawiam i życzę weny!
Co do porzucania - nigdy, ale przy zawieszeniu się zastanawiałam. Nie chciałam jednak tego robić, bo wiem, że konsekwencją byłoby porzucenie, a sama pamiętam jak się czułam, gdy świetni bloggerzy porzucali swoje blogi, nie kończąc opowiadania. Co Wy tak z tą ciążą? :D Matko, bo czuję na sobie presję 'ciążenia' bohaterów. Moja wena aż się chowa ze strachu xD
Usuńdopiero dzisiaj przeczytałam całego Twojego bloga. świetnie piszesz! nie porzucaj tego. nie pisz regularnie, ale co jakiś czas. tak abyśmy wszyscy byli zadowoleni. dasz radę i pamiętaj, że trzymam za Ciebie kciuki. :).
OdpowiedzUsuńwow, przeczytałam całego Twojego bloga i jestem zachwycona! dawno nie czytałam równie dobrego opowiadania SasuSaku :) Wiedz, że jestem cierpliwą czytelniczką i co jakiś czas będę zaglądała na Twojego bloga. A co do samego opowiadania to cholernia podoba mi się ten trójkąt Itachi-Sakura-Sasuke :D ta zazdrość braci! mega! Wątek z ciążą Hinaty też ciekawy, pewnie chłopak bedzie co? ;) Odezwę się za jakiś czas, by przypomnieć Ci, że masz wierną czytelniczkę! A nóż będzie nowy rozdział jak wejdę następnym razem! Któż to wie? :) POZDRAWIAM I ŻYCZĘ WENY! :*
OdpowiedzUsuńCześć nowy rozdział na
OdpowiedzUsuńhttp://itachi-i-sakura-wielka-milosc-shinobi.blogspot.com/
:D
..
OdpowiedzUsuńTen dwukropek zdaje się być karcący... :)
UsuńProszę tylko o odwagę i podpisanie się, a chętnie skulę po sobie uszy i wysłucham kazania >.<
Ten ktoś powyżej nie jest chyba wystarczająco odważny, ale jako wierna czytelniczka ja czuje się wręcz zobowiązana do skarcenia Cię :-P miał być prezent na mikołajki a ja nic nie dostałam :-P! Poza tym trzymasz nas tu w niepewności czy Saki jest w ciąży czy nie :-P zaglądam tu codziennie i nic! Procenty też nie wzrastają :-/ nie spytam: kiedy notka, ale za to zapytam co tam u Cb, czy szykują się jakieś ferie, jak Twoja wena i jak sytuacja z rozdzialami wygląda ;-) miło by było jakbyś napisała co się dzieje, bo niektórzy naprawdę wyczekują Twojego powrotu <3 TĘSKNIĘ <3 Hayley :-*
UsuńKiedy nowy rozdział?:)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz... mój blogger świruje. No, nie ważne.
OdpowiedzUsuńRozdział ja zwykle świetny, a tekst Saska pt "Teraz moja kolej" w tamtym kontekście rozwalił mnie totalnie. Padłam i nie wstaję :P
Co do reszty... świetnie opisane poranne przekomarzanie się z Baku. No i, co mi się bardzo podoba, konsekwentnie biegniesz z fabułą, czyli : po pocałunku z Itachim już nie jest tak całkowicie obojętna, aczkolwiek do niego nie wzdycha. Jest to całkowicie naturalne. Gdzieś tam zawsze czai się wątpliwość. To jest takie... ludzkie.
No i jeszcze, co też mi się podoba, to ta zawiść między braćmi, ta niechęć... ona nadal w nich tkwi, mimo - a może tym bardziej - że mieszkają pod tym samym dachem. To też jest takie naturalne, co tylko pokazuje, jak dobrze znasz ludzką psychikę.
No i dialogi Sakury z Baku i Saskiem <3
Dobra... wiem, że bardzo chaotycznie wyszło, ale mam nadzieję, że zrozumiałaś :P
Pozdrawiam
Lisiak
Cześć na http://itachi-i-sakura-wielka-milosc-shinobi.blogspot.com/ nowy rozdział:D
OdpowiedzUsuńHm... Już dawno miałam zamiar cię odwiedzić. Trochę się wykręcałam, to prawda. Wmawiałam sobie, że przecież usunęłam linkownię i wcięło mi wszystkie blogi, które czytałam, albo i nie, albo mówiłam sobie, że nie mam czasu. Widzisz zrobiłam sobie dużo krzywdy usuwając blogi i chociaż nie żałuję tamtej decyzji, to na jej wspomnienie czuję ból. Wszystko ma swój początek i koniec. :)
OdpowiedzUsuńJednakże mam ferie i ostatnio wróciłam do czytania bloga mojej przyjaciółki. A dziś stwierdziłam, ze tęsknię za tym bardziej, niż jestem w stanie się sama przed sobą przyznać i przyszłam do ciebie. Jestem niczym syn marnotrawny. Pies z podkulonym ogonem. Mam wrażenie, że dasz mi po pysku, ale tli się we mnie nadzieja, że pomimo całego zawodu będziesz w stanie mi wybaczyć. Ponieważ niezależnie od wszystkiego nadal będę tu przychodzić i cię wspierać tym bardziej, ze o ironio tak cudne stworzenie jak Ty ma chwilę zawahania. Ach... tak mi Cię szkoda kochanie. Ja już przeszłam przez to rozdarcie i wiesz, jak się skończyło. Nie udało mi się wyjść z tego obronną ręką. Ale jeśli mi pozwolisz, chcę uchronić przed tym Ciebie.
Ach... no tak. Jak zwykle o sobie. Odkryłam ostatnimi czasy jak bardzo jestem samolubna, egoistyczna i okrutna. Ale dość... Teraz poświęcę uwagę właśnie Tobie.
Pierwszą historią do której wróciłam było "Siedem lat", gdzie cudownie wykreowałaś postaci, otuliłaś wszystko mrokiem i cierpieniem, a potem zauroczyłaś moje serce. Jednak "A zegar tyka..." było, jest i pozostanie esencją Twojej wyobraźni, Twojego kunsztu, Twojego wyczucia, Twojej umiejętności grania na uczuciach, kwintesencją płynnego prowadzenia historii bez jakiegokolwiek zawahania, czy potknięć. Ta historia jako jedna z nielicznych za każdym razem wywołuje u mnie te same emocje i łzy. Musiałaś słyszeć o katharsis. Właśnie, czuję się oczyszczona.
A co do głównego opowiadania. Żałuję, ze od czasu naszego rozstania napisałaś jedynie trzy rozdziały, chociaż jednocześnie jestem pełna podziwu dla wytrwałości, którą jeszcze pielęgnujesz, a której mnie zabrakło.
Eh... powspominałam sobie trochę. Wiesz, że ta historia jest jedną z nielicznych, które tak bardzo wryły mi się w pamięć, że nie musiałam czytać wszystkiego od początku? To na prawdę niebywałe. Dla podkreślenia tego wyczynu dodam, że nie pamiętam swojego lustrzanego odbicia. To już chyba jakieś zaburzenia psychiczne, aczkolwiek chyba wiesz, co chcę Ci przekazać.
cdn...
Eh... rozgadałam się na złe tematy. Wróć. Chciałam porozmawiać z tobą o twoich rozdziałach. Cóż, to będzie monolog rzecz jasna, ale liczę na małą odpowiedź ;)
UsuńOch... kochanie znów znalazłam się pod wpływem twojego uroku. Czuję to tak silnie. Zakochuję się od początku. Te Twoje niebotyczne teksty. Uwielbiam je. Twoja Baku... no chylę przed tobą czoło za wykreowanie tak fantastyczniej postaci. Rozwaliła mnie ta kwestia o "kochanku A i B". Ale mnie to uradowało. To co mówi Sasuke, też nie przechodzi u mnie bez odbioru. I zgadzam się z Lisiakiem, a propos "Teraz moja kolej." We wszystkich rozmowach Sakury i Sasuke utrzymujesz tą ironię, tą nutę sarkazmu i czułości jednocześnie.
Pamiętasz kota ze Shreka? Te kocie oczka? No to ja takie mam jak czytam twoje rozdziały.
Co ci mogę jeszcze powiedzieć. Może o Twoich pomysłach. Są na prawdę dobre. Szalone. Dzikie. Nieujarzmione, jak rącze konie, a ty je chwytasz i z łatwością wsadzasz w słowa i zdania. Wiesz, co się mówi o psychopatach? Że to ludzie z wyobraźnią. Aż zaczynam się bać :)
Nie wiem, co tam się dzieje takiego w Twoim życiu, że tracisz zapał do pisania, ale to na pewno coś grubszego, albo zwyczajna nuda. W każdym razie... kurcze bardzo, bardzo, ale to bardzo bym nie chciała, żebyś przestała pisać. Proszę. Błagam. Będę Ci biedziła, żebyś ukończyła to opowiadanie. Będę też wyczekiwać na twoją jednopartówkę. Chciałabym nawiązać z Tobą kontakt inaczej, żebyśmy mogły porozmawiać, żebym coś mogła dla Ciebie zrobić. Czuję, że jestem Ci to winna.
Na tą chwilę mogę dodać ten pieruńsko długi komentarz z nadzieję, że się nie przestraszysz i nie przegonisz mnie po rozżarzonych węglach.
Pozdrawiam Cię serdecznie i wspieram całym sercem.
Ikula
PS. Tak się rozpisałam, ze nie mogę dodać jednego komentarza. Nie sądziłam, że blogspot ma jakieś ograniczenia, a tu 4096 znaków i wymiękł.
PPS. To mój pierwszy komentarz odkąd usunęłam blogi. Jejku... jak mi serce kołacze.
No niech mnie wszystkie kulę świata biją. Któż to się u mnie pokazał. Stchórzyłaś. Tylko tyle mam na razie w głowie. Stchórzyłaś. Zostawiłam Ci wielki komentarz. Ogromny wkład serca i duszy, a Ty stchórzyłaś. Zwiałaś przy pierwszej możliwej okazji, zostawiając mnie na pastwę krwiożerczego losu. A błagałam w myślach. Odwiedzałam dzień w dzień Twoje blogi w nadziei chociaż na jedno słówko, w którym mogłabym się doszukiwać osobnego przesłania tylko dla mnie. Potem łudziłam się, że po prostu nie doczytałaś niczego ode mnie. Może nic nie dotarło, i to dlatego nie odpisałaś. Ale potem uderzyła we mnie natrętna myśl. Brzęczała jak mucha, a następnie storpedowała mnie bezlitośnie. Mówiła: nic dla niej nie znaczyłaś. Po prostu kolejna bloggerka z głupim pomysłem. Taka malutka i nic nie znacząca w jej Internetowym życiu. No i przestałam się łudzić, że odpiszesz. Że się pojawisz. Że dasz jakikolwiek znak. Cholera, niestety nigdy o Tobie nie zapomniałam, Nigdy nie przestałam się zastanawiać, jak Ci tam idzie. Z czym się zmagasz i ile wysiłku w to wkładasz. Próbowałam sobie wyobrazić własne życie bez blogów, ale nie mogłam. Potem już w ogóle nie mogłam pojąć, jak taka osoba jak Ty - z tą werwą, zapałem, mnogością pomysłów i ogromnym talentem - odnalazła się w świecie rzeczywistości, porzucając fantastykę. I wiesz co? Nie mogłam wymyślić nic, poza tchórzostwem. Przeraziłaś się, że coś nie szło. Że brakowało pomysłów, weny. Zwinęłaś interes i tyle Cię było. Ja, chociaż wiem, że nie idzie mi najlepiej, po prostu walczę. Wiem, że kiedyś Czytelnicy odejdą, bo się znudzą czekaniem na cokolwiek ode mnie, ale myślę wtedy, że po prostu napiszę dla siebie. Że stanę się własnym czytelnikiem, ale w głębi serca pozostaje mi nadzieja, że znajdzie się jeden szalony, który przy mnie zostanie. Śmieszne, bo obstawiałam w tym miejscu Ciebie... Zawiodłam się?
OdpowiedzUsuńNie. Nie zawiodłam się. Wróciłaś i napisałaś. Dałaś znak życia. Najpierw mi ulżyło, że u Ciebie w porządku. No, jako takim. Ale jesteś. Żyjesz. Oddychasz. I cokolwiek to było, z czym walczyłaś lub walczysz - nie poddałaś się i jesteś. Tęskniłam. Ponad rozczarowaniem i żalem jest właśnie tęsknota.
Zrugałam Cię, ale musiałaś dostać zimny prysznic. Teraz po prostu powiem, że cieszę się, że jesteś. I liczę na częstsze rozmowy :) Buziaki i gorące uściski <3
Eh... nie wiem, czy to było tchórzostwo. Może po części. Jednak te ostatnie dodane rozdziały. Nic mi się już nie kleiło. Patrzyłam na datę ostatniego posta, która pokazywała mi, że moje zamarznięcie trwa już pół roku. Pół roku nie dodawałam postów. To chyba przelało czarę. To był dla mnie wybitnie ciężki czas. Nie dość, że miałam egazminy za pasem, nad uchem mamę, apodyktyczną babcię i ciotkę, które mi wmawiały, że koniecznie muszę się uczyć i iść do najlepszej szkoły w moim mieście i koniecznie na profil społeczno-prawniczy, albo biol-chemiczny, to jeszcze zrzýłam się tak z moją klasą. Wiesz, że miałam tylko 6 dziewcząt w klasie i aż 20 facetów. Na poczatku niedojrzałych, godnych pożałowania o zachowaniu tak uwłaczającym kobiecej dumie, że nie raz chciało się dać któremuś po pysku, ale w trzeciej klasie... czułam, że ich kocham. Jak matka swoich synów, jak siostra braci. Jednak wiedziałam, że za kilka miesiecy się rozstaniemy i to tak bardzo mi ciążyło, z resztą do dziś ciąży. Wtedy jednak nieświadomie podjęłam decyzje, by zamienić życie blogowe na to realne, żeby nacieszyć się ich towarzystwem, puki jest na to czas. To dlatego nie żałuję, że odeszłam. Ach... co jeszcze się działo... Zakochiwałam sie i odkochiwałam, chociaź to były tylko zauroczenia. Dopiero później dotarło do mnie, że nie potrafię się zakochać w ten romantyczny sposób. A po tem dwóch chłopców, których kochałam jak braci, wyznało mi, że są we mnie zauroczeni. Miałam takie poczucie winy... Może byłam zbyt empatyczna, za bardzo pragnęłam ich kochać wszystkich i w efekcie raniłam? Nie wiem kochanie, ale zdałam sobie sprawę, że jestem jedną z tych okrutnych kobiet, a to zawiodło mnie jeszcze bardziej. Ach, no ale po tem dowiedziałam się, że dostałam się do tej wybranej przez wszystkich wokół mnie szkoły i wylądowałam w tym biol-chemie. To wręcz szkoła przetrwania. Mam mało czasu na cokolwiek, ale ostatnio tak bardzo mi wszystkiego brakuje. Ludzie z mojej nowej klasy... wiesz połowa to dzieci lekarzy, a druga kujony, do których ja nigdy nie naleźałam. Irytują mnie i nie odnajduje sie wśród nich, a to jeszcze boleśniej przypomina mi co stracilam i tak zaczęłam pisać znów, bo nigdy nic mnie tak nie ratowało jak mój świat wyobraźni. Nie, nie założyłam bloga. Może jeśli skończę pisać to opowiadanie, to wstawię je na jakiegoś bloga, albo zaniosę do jakiegoś wydawnictwa. Przeszkodą jest tylko mój brak wiary w siebie.
UsuńNatomiast jeśli chodzi o Ciebie. Nie sądziłam, że ktoś potrafi być tak empatyczny jak ty. Ach... no tak w końcu jesteś Romantyczką ;) Jednakże wszyscy kiedyś zapominają. Diabeł, który we mnie siedzi, mój prywatny Jubi powiedział mi, że nikt się nie przejmie, nikomu nie zrobi to różnicy i wypruł mnie ze wszystkiego.
Przepraszam Cię. Na prawde jest mi przykro. Jesli na prawde jest tak, jak mówisz, to ja już sama nie wiem, co zrobić.
Już nie bloguję, ale mam skype, przez którego rozmawiam z jedną blogerką i moją czytelniczką... tak wciaż czytelniczką, bo wciąż piszę, jak obiecałam. Jeśli bedziesz chciała porozmawiać i myślisz, że uda nam sie nawiązać nić porozumienia to : wikula.skrzydlata -to mój adres. Jeśli będziesz czuć się nie pewnie, bo ja na pewno, to możemy najpierw użyć czatu ;) Jestem też dostepna przez gg22867343, ale wiem, że nie używasz. Hmm... to chyba wszystko. Bedę Cię nawiedzać. To jest pewne.
Pozdrawiam
Ikula
A jednak strach. Posłuchaj. Nie chcę Ci matkować, ani truć jak to postąpiłaś... Nie jestem od tego. Nie zrobiłaś źle. Postąpiłaś tak, jak chciałaś. Jak czułaś, że będzie dobrze. Sama wiem jak to jest, gdy patrzysz na datę ostatniego posta i zastanawiasz się, ile osób już wystrzeliło w Twoją stronę pociski atomowe. Znam to samopoczucie. I wielokrotnie chciałam zamknąć te blogi, ale kiedy już wstawałam rano z zamiarem usunięcia ich - na poczcie czekało powiadomienie, że ktoś dodał komentarz. To mógł być zwykły trzykropek (zdarzały się) albo nagana za zwlekanie, jednak niosło pewne przesłanie - jesteśmy i czekamy. Nawet, gdy nic na mnie nie czekało, gdy po prostu mogłam kliknąć - przeglądałam bloga raz jeszcze. Analizowałam ulubione fragmenty, zastanawiałam się, czemu zaczęłam to pisać. I wtedy już nie mogłam tego usunąć. Po prostu nie umiałam. Olśniło mnie. Nieważne, jak często dodajesz posty, jak wiele piszesz. Po prostu pisałam wtedy, gdy mogłam. Gdy chciałam. Kiedy był pomysł. Teraz ludzie wiedzą, że nie często coś się pojawia, a ja pogodziłam się z tym, że nie mam już tak wielkiej i wiernej rzeszy fanów (jakbym kiedykolwiek ją miała :D)
UsuńCo do Skype. Chętnie pogadam. Na prawdę. GG nie stosuję od dawna, masz rację. Jednakże na Skype nie mam na razie możliwości. Jeśli utrzymamy kontakt i ochotę, by ze sobą porozmawiać - dam znać, kiedy będę miała okazję :)
Hmm... ja ukończyłam swoje pierwsze opowiadanie i też doskonale pamiętam, dlaczego zaczęłam pisać. Porzuciłam tylko blogowanie. Nie tworzenie. Nie potrafiłabym z tego zrezygnować. To mnie oswobodza, sprawia, że żyję. Od poczatku wiedzialam, że nie chodzi o czytelników. Wręcz wypatrywalam konstruktywnej krytyki i to sie nie zmieniło, bo każda uwaga sprawia, że potrafię wiecej, że chcę nad tym pracować. Tylko wlaśnie, gdy przeglądałam wstecz swoje rozdziały, dostrzegałam te wszystkie niedoskonalości i zdawałam sobie sprawę, że być może nigdy nie osiągnę perfekcji, do której dążę. Myślę, że mój perfekcjonizm to potężna broń, ale też wróg.
OdpowiedzUsuńNo cóż. Mam nadzieję, że szybko dasz znać ;)
Pozdrawiam ciepło
Ikula
Mogę się wtrącić? (nikt mi niby nie zabrania, no ale...)
UsuńFakt... perfekcja to jeden z najpotężniejszych motywatorów, a jednocześnie wielki wróg. Sama się o tym przekonałam. Matko święta, tyle razy zaczynałam od nowa (naliczyłam z 7 wersji JEDNEGO opowiadania >.<), bo coś mi nie pasowało. Rok miałam bloga i oprócz pierwszego rozdziału i pustych obietnic czytelnik nie mógł znaleźć tam absolutnie nic. A wszystko przez myślenie "Muszę to poprawić, to musi być idealne...". W końcu się zorientowałam, że nie piszę dla siebie, tylko dla oczekiwań innych, jeśli mogę się w ten sposób wyrazić. Więc zarządziłam (kolejne z rzędu) zawieszenie pióra i teraz żeby nie wiem co się działo, dokończę to opowiadanie.
Dobra... truję i strofuję dwie starsze ode mnie dziewczyny... brawo Gosiu, brawo :P
Pozdrawiam i życzę weny
Lisiak
P.S.
Romantyczko, błagam wyłącz to całe "udowadnianie [...]", bo szlag mnie trafi z tymi cyferkami :P