piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 19

Zegar wybijał piątą nad ranem, a Sakura nadal nie mogła zasnąć. W jej głowie wciąż krążyły pozostałe demony, których nie udało jej się jeszcze odnaleźć. Wiedziała, że nie będzie to łatwe zadanie, ale nie przypuszczała, że stanie się niemalże niemożliwe. Czuła się cholernie bezradna wobec czasu, który nieprzerwanie przeciekał jej przez palce. Ledwie powstrzymała się przed uderzeniem pięściami w pościel. Obróciła się w stronę śpiącego Sasuke. Obserwowała jego zarumienione od snu policzki, lekko rozchylone usta, które wprost uwielbiała czuć na swoich wargach, gdy ją całował. Przywołała w myśli momenty, w których jego dłonie błądziły po jej ciele, gdy szeptał jej do ucha rozpalające słowa, gdy kąsał jej rozpaloną skórę. Poczuła nagły przypływ pożądania. Zagryzła boleśnie dolną wargę powstrzymując się od jęku. Mocno zacisnęła uda chcąc opanować rosnące napięcie, ale jedynie pogorszyła sprawę. Po jej ciele przepłynęła fala rozkosznych dreszczy i wróciła do epicentrum kłębiącego się pożądania. Poczuła, jak do jej twarzy uderza fala gorącej krwi, a jej wargi pierzchną. Spojrzała kątem oka na śpiącego obok niej Sasuke i momentalnie pokręciła gwałtownie głową.
- Nie obudzę go tylko dlatego, że mam ochotę na seks – mruknęła pod nosem. Zastanowiła się, czy uda jej się opanować napięcie, które w niej rosło, ale wiedziała, że już jest na to za późno. Każdy ruch wzmagał przyjemność, jaka zaczynała nad nią dominować. Westchnęła i najciszej jak potrafiła wyślizgnęła się spod pierzyny. Spojrzała raz jeszcze na śpiącego mężczyznę i wymknęła się do łazienki. Zamknęła za sobą drzwi i puściła ciepłą wodę pod prysznicem. Zrzuciła z siebie piżamę i weszła do kabiny. Pozwoliła, by kojące strumienie powoli ogarnęły jej napięte ciało. Z konsternacją stwierdziła, że to wcale nie pomaga rozluźnić jej mięśni, a wręcz przeciwnie. Sprawia, że nowa fala doznań rozpieszcza jej spragnione ciało. Zawstydzona skierowała dłoń w stronę swojej kobiecości, ale w połowie drogi zrezygnowała z zamierzonego celu. Czuła się nieswojo z tym, co chciała zrobić jednocześnie wiedząc, że to sprawi jej przyjemność. Wzięła głęboki wdech i ponowiła próbę. Gdy jej chłodne palce dotknęły rozgrzanej w tamtym miejscu skóry, omalże nie krzyknęła. Obezwładniające fale ekstazy uderzyły w nią z niespotykaną intensywnością. Wolną ręką oparła się o zimne kafelki, zaś drugą przesunęła po całej długości swej kobiecości. Wstyd zniknął niemalże w kilka chwil zadawanej sobie rozkoszy. Ośmielona złożyła razem dwa palce i wsunęła je w głąb siebie czując, jak jej ciepłe wnętrze zaciska się rytmicznie wokół wsuniętej ręki. Jej oddech mimowolnie przyspieszył, a ruchy stały się gwałtowniejsze. Gdy niemalże dochodziła do spełnienia, czyjaś zimna dłoń złapała ją za nadgarstek i wyszarpnęła go do tyłu. Przerażona i sfrustrowana rozwarła szeroko powieki. Chciała odwrócić się za siebie, ale osobnik za nią nie pozwolił jej na to. Mocno popchnął Sakurę na ścianę przed nią i wygiął jej obie ręce za jej plecy. Poczuła, jak nachyla się nad nią, a ciepłym oddechem drażni jej ucho.
- Ładnie się tak zabawiać? – niski, chrapliwy głos przeszył ją na wskroś, wibrując w pulsującej kobiecości. Ściśnięte gardło nie pozwalało jej na wypowiedzenie choćby słowa. W pewnej chwili jego kolano rozsunęło uda różowowłosej, dając mu tym samym dostęp do wnętrza rozpalonej kobiety. Nim pojęła, co zamierza zrobić, Sasuke wszedł w nią gwałtownie natychmiast doprowadzając ją do spełnienia, które oznajmiła głuchym jękiem. Osunęła się delikatnie po ścianie, ale mocne ramiona mężczyzny nie pozwoliły jej opaść na ziemię.
- Moja kolej – mruknął do jej ucha i zaczął poruszać się ekstatycznie, na nowo wzbudzając w niej pożądanie. Obydwoje doszli niemalże równocześnie dysząc ciężko, a gorąca woda wciąż obmywała ich rozluźnione już ciała.
- Jesteś bezwstydna – powiedział Sasuke, gdy kilka minut później mydlił ją całą.
- Przestań – jęknęła, ale po wstydzie zostało już jedynie wspomnienie. Odchyliła do tyłu głowę pozwalając, by jego pieszczotliwy dotyk dotarł w każde miejsce na jej skórze. – Przecież nie obudzę cię tylko dlatego, że mam ochotę na seks – dodała i niemalże poczuła, jak usta Sasuke wykrzywiają się w drwiącym uśmiechu.
- A szkoda, bo może i ja miałbym na to ochotę – odpowiedział i odwrócił kobietę w swoją stronę.
- Daj – wyjęła z jego ręki gąbkę i nalała na nią nową porcję płynu. – Teraz moja kolej.
- Yhm – mruknął Sasuke i pozwolił Sakurze pieścić swoje ciało. Gdy umyci wyszli spod prysznica, złapali za puchate ręczniki i zaczęli się wycierać.
- Mogłabym się przyzwyczaić – Uchiha zaśmiał się w odpowiedzi.
- Do seksu? – zapytał pokornie.
- Do wspólnego prysznica – odparła karcąco.
- Czyli do seksu też – Haruno westchnęła, ale po chwili posłała mu znaczący uśmiech. Ubrali się i gotowi zeszli do kuchni. Zegarek wskazywał godzinę szóstą piętnaście, więc nie zdziwiła się, że nikt jeszcze nie wstał. Podeszła do czajnika i nastawiła w nim wodę.
- Cześć – usłyszała za sobą dźwięczny głos Baku. – Mm, będzie kawa.
- Cześć – odpowiedziała i podeszła do lodówki, z której wyciągnęła kilka produktów na kanapki. Sasuke zniknął równie szybko, co pojawiła się Baku, ale zielonooka postanowiła nie wnikać we wszystkie sprawy dotyczące karookiego. Wiedziała, że mężczyzna ceni sobie prywatność, a więc w rekompensacie za wtargnięcie do jego poukładanego świata jak burza postanowiła dać mu więcej swobody w innych aspektach życia.
- Wyspałaś się? – zapytała, niby od niechcenia, rudowłosa, a Sakura zamarła na ułamek sekundy. Czy ona wiedziała niemalże wszystko? Zastanawiała się w myślach różowowłosa.
- Nie narzekam – odparła zielonooka i wzięła się za przygotowywanie śniadania.
- Mnie Chōmei nie dawał spokoju – rzuciła beztrosko. Lekkim ruchem wskoczyła na blat stołu i umościła się wygodnie, odwracając się przodem do młodej Haruno. – Wciąż chciał mieć nade mną kontrolę, więc dobijał się do mojego umysłu domagając się zainteresowania.
- Rozumiem – nie wiedziała, jak interpretować zachowanie Jūbiego, który prawie wcale się z nią nie porozumiewał. Działał tak, jak miał na to ochotę, a ona nie miała nic do powiedzenia. Dokładnie w każdej chwili mógł przejąć nad jej ciałem kontrolę.
- Milczysz – zarzuciła jej Baku.
- Z natury nie jestem gadatliwa – odparła i zalała wrzątkiem cztery kubki.
- Czemu cztery? Przecież Itachi…
- Itachi co? – zapytał właściciel wypowiedzianego imienia. Wyszedł z gabinetu różowowłosej, gdzie obecnie odbywały się spotkania odnośnie poszukiwań pozostałych demonów. Jak wywnioskowała po jego wyglądzie, musiał spędzić tam całą noc studiując akta zawierające informacje o ich możliwej lokalizacji.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się Baku, niezrażona faktem, że została przyłapana na obgadywaniu starszego z braci Uchiha. – Wyglądasz promiennie – rzuciła fałszywie słodkim głosem znacząco lustrując jego wymięte ubranie i zmęczony wyraz twarzy.
- Dziękuję, ty też trzymasz się całkiem nieźle – odparł ze stoickim spokojem. Sakura rzuciła mu zdziwione spojrzenie. Nie wiedziała, że Itachi jest człowiekiem, który potrafi żartować. Już prędzej posądziłaby Sasuke o poczucie humoru, niż starszego z braci. Nawet nie podejrzewała, jak bardzo się myliła. Przyjrzała się Itachi ‘emu.
Był przystojny. Długie, krucze włosy zawsze spinał poniżej karku pozwalając, by niektóre kosmyki wymknęły się spod kontroli gumki. Dwie podłużne zmarszczki rozchodzące się na policzki dodawały mu swoistej powagi. Zsunęła się spojrzeniem na wargi mężczyzny, a w głowie momentalnie pojawiło się wspomnienie ich pocałunku. Był on diametralnie inny jak jeden z tych z Sasuke. Był niepewny. Jakby nie wiedział,  jak z nią postępować. Poczuła pojedynczy, delikatny uścisk w okolicach podbrzusza, ale szybko go zignorowała.
- Świetnie – usłyszała ostatek z rozmowy Itachi ‘ego z Baku. Pokręciła głową i podniosła na nich swoje pytające spojrzenie.
- Sakura, możemy chwilę porozmawiać? – zapytał starszy z braci. Kobieta skinęła głową. – Ale w cztery oczy.
- Chodźmy do mojego gabinetu – odparła i skierowała się w stronę wymienionego pomieszczenia.
- Tylko grzecznie mi tam, bo jak nie to powiem wszystko Sasuke – uśmiechnęła się diabolicznie Baku. Haruno zgromiła ją spojrzeniem i weszła do gabinetu. Usłyszała, jak Itachi zamyka za nimi drzwi.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
- W nocy kontaktował się ze mną Deidara – odparł spokojnie mężczyzna.
- Coś w sprawie demonów? – zainteresowała się żywo Haruno. Usiadła w fotelu za biurkiem i wbiła w niego oczekujące spojrzenie.
- Znaleźli lokalizację czwartego demona – odpowiedział i uśmiechnął się szeroko. Dawno już nie doznała tak szczerego gestu. Odetchnęła z ulgą.
- Muszę ruszyć natychmiast – rzuciła i wstała od biurka.
- Sakura – ton głosu czarnowłosego sprawił, że zatrzymała się w miejscu i wbiła w niego zaniepokojone spojrzenie. – Jak rodzice? – przez chwilę mierzyła go niezrozumiałym wzrokiem, ale w końcu przypomniała sobie o Mikoto i Fugaku. Poczuła się okropnie zdając sobie sprawę, jak samolubnie postępowała nie informując go o jego rodzinie.
- Czują się świetnie i już nie mogą się doczekać, kiedy was zobaczą – odpowiedziała zmieszana swoim egoistycznym czynem. 
- Dziękuję, że poświęcasz się w tej sprawie – zdrętwiała. Poczuła się jeszcze gorzej wiedząc, że gdyby nie jego pytanie w ogóle by nie wpadła na pomysł, by go poinformować o stanie ich rodziców. Na dodatek nie przywykła do otrzymywania podziękowań ze strony któregokolwiek z Uchiha. Skinęła nieznacznie głową i ruszyła w stronę wyjścia. Kiedy mijała Itachi ‘ego, ten złapał ją za nadgarstek. Spojrzała na niego z pytaniem w oczach.
- Pamiętaj, nie jesteś w tym sama – dodał. Zacisnęła usta w wąską linię i wyszła z pomieszczenia. Rozejrzała się wokoło i ciężko westchnęła.
- Baku! – wrzasnęła. Dziewczyna wyłoniła się zza pobliskiej ściany ze skruszoną miną.
- Tak? – zapytała pokornie. Sakura mruknęła coś niezrozumiale, ale w porę się opanowała.
- Wyruszamy za dwadzieścia minut – zarządziła. Płomiennowłosa spojrzała na nią niepewnie.
- Nie bierzesz kochanka A lub kochanka B?
- Nie przeginaj. Masz być gotowa o czasie – warknęła w jej stronę i wyszła po schodach do swojej sypialni. Niebieskooka potrząsnęła głową i ruszyła do pokoju w celu spakowania się na nadchodzącą misję.
Sasuke przeklinał przeciągające się spotkanie ANBU. Niezapowiedziane wezwanie całkowicie wytrąciło go z dobrego humoru po sytuacji pod prysznicem. Na samo wspomnienie młodej Haruno zadającej sobie przyjemność po jego ciele przebiegł dziki dreszcz podniecenia.
- Raporty z zeszłego tygodnia należy złożyć na moje biurko do jutra – rzucił Naruto i rozciągnął się w zajmowanym fotelu. – Należy wzmocnić straże we wschodniej części wioski. Jest ona najmniej uczęszczanym terenem Konohy, a więc tym samym najłatwiejszym celem dla potencjalnego wroga – dodał i zamknął księgę leżącą na biurku przed nim.
- To wszystko, Szacowny? – zapytał Neji. Uzumaki skinął głową i wstał od biurka, a wraz z nim podnieśli się pozostali. Odczekali, aż Naruto opuści pomieszczenie i dopiero wtedy wszyscy zaczęli pchać się do wyjścia.
- Na Jashina, dłużej nie mógł paplać? – usłyszał obok siebie znużony głos Kiby.
- Spotkanie miało odbyć się dopiero jutro – dodał Shikamaru, który z miną męczennika przepchnął się między dwoma innymi członkami ANBU.
- Hokage jutro udaje się z wizytą do Suny – odparł Neji, rozwiewając przy tym wszystkie wątpliwości debatujących mężczyzn.
- Miał pojawić się u Gaary dopiero za kilka dni – zirytował się Kiba. – Jak zwykle o wszystkim dowiadujemy się ostatni, a to my jesteśmy odpowiedzialni za bezpieczeństwo.
- Świta Szacownego została powiadomiona odpowiednio wcześniej – zripostował Neji spojrzeniem uciszając wszelkie kolejne spory. Sasuke pokręcił jedynie głową i wyszedł z budynku. Niebo poszarzało, a w powietrzu dało się wyczuć nadchodzącą burzę. Cieszył się, że nie został przydzielony do żadnego zespołu wyruszającego na misję. Sprężystym krokiem udał się w stronę domu.
Spakowała wszystko to, co było jej najpotrzebniejsze. Na sam wierzch w plecaku położyła małą mapę z zaznaczonym miejscem położenia czwartego demona. Upewniła się, że wszystko niezbędne jest na swoim miejscu i zeszła na dół, gdzie czekała już na nią Baku. Skinęła na nią głową i wyszły z domu. Sakura wzięła głęboki oddech i weszła w pobliski lasek.
- Wybrałaś złą drogę – rzuciła za nią rudowłosa, ale szybko ruszyła zaraz za zielonooką.
- Nie złą drogę, tylko skróty – powiedziała oschle Haruno i dalej parła naprzód, przedzierając się przez chaszcze.
- Może nie chcesz spotkać się z Sasuke? – zastanawiała się na głos posiadaczka siódmego. Sakura przystanęła gwałtownie, a krocząca za nią Baku wpadła na nią raptownie.
- Posłuchaj – warknęła w jej stronę różowowłosa. – Zachowaj dla siebie swoje przemyślenia i skup się. Nie będę cię niańczyła jak dziecko.
- Nie jestem dzieckiem – odparła spokojnie rudowłosa, momentalnie poważniejąc.
- Z tego też powodu wzięłam cię ze sobą. Zacznij się zachowywać jak na shinobi przystało, albo wracaj do domu – dodała na koniec i wznowiła przeprawę. Niebieskooka nie należała do ludzi, którzy wszystko biorą do siebie, także słowa Haruno nie uraziły jej, ale skutecznie pokazały jej miejsce w szeregu. Zastanawiała się jedynie, co spowodowało tak nagłą zmianę humoru u jej towarzyszki.
Nie odezwała się jednak, tylko śmiało szła za shinobi, co jakiś czas spoglądając na jej plecy. Przypomniała sobie swoje pierwsze spotkanie z Sasuke. Uśmiechnęła się pod nosem.
Stanęła na polanie i spojrzała na wyłaniającego się spomiędzy drzew mężczyznę. Kroczył dumnie czujnie spoglądając w jej oczy. Chłód, jaki z niego emanował, mógł spłoszyć nawet nieustraszonego wojownika, ale nie ją. Doskonale znała człowieka, który w tym momencie zatrzymał się kilka metrów przed nią. Wiedziała o nim wszystko.
- Sasuke Uchiha – rzuciła, ale on ani drgnął. Nawet jeżeli zdziwiła go jej znajomość jego nazwiska, to nie pokazał tego po sobie. Przecież był znany w przestępczym świecie shinobi, więc jego sława mogła go wyprzedzić.
Przyjrzał się dziewczynie przed sobą. Mała, wątła i nie bardzo wiedział, co mogła sobą reprezentować. Wyglądała jak dziecko zagubione w lesie. Jedyne, co mu w niej nie pasowało, to spojrzenie. Wykalkulowane, chłodne i tak dojrzałe, świadome tego, co może zrobić.
- Znasz moje imię, ale ja nie znam twojego – odparł i wyprostował się lekko. Czekał.
- Które z moich imion chcesz poznać? – Sasuke zmarszczył brwi, szczerze nie rozumiejąc jej pytania.
- Ile ich masz? – zapytał skonfundowany. Zaśmiała się w głos.
- Wiele – rzuciła. Jej ciało wygięło się w tył, następnie gwałtownie w przód. To, co zobaczył sprawiło, że nogi wrosły mu w ziemię. Na jej plecach zaczynały tworzyć się wybrzuszenia, które poruszały się pod skórą. Spojrzał na jej nogi i zobaczył, jak po ziemi pełza ogon przypominający odwłok jaszczurki. Teraz z jej pleców wyłaniały się trzy pary skrzydeł, pokrytych cienką błonką i siecią małych żyłek. Już wiedział, z kim ma do czynienia i na pewno nie podobała mu się wizja walki z demonem.
- Chōmei – powiedział spokojnie, ale daleko mu było do opanowania. Wiedział, że to niepotrzebna komplikacja na jego drodze. Spotkania z nosicielami demonów nigdy nie kończyły się tak, jak to przewidywał. Tak jak wiele lat temu, gdy Gaara stracił kontrolę nad Shukaku. Pokręcił głową i skupił się na aktualnym problemie. Nie zdążył nawet oszacować poziomu swojej chakry, gdy dziewczyna przypuściła atak. Miażdżąca siła niemalże zmiotła go z powierzchni ziemi. Szybko złapał się w locie jednej z gałęzi i miękko wylądował na trawie. Uruchomił swojego Sharingan i odszukał wzrokiem spojrzenia Chōmei.
- To na mnie nie działa, Uchiha – rzuciła dziewczyna i zaśmiała się ponuro. – Twój braciszek próbował, tak samo jak Madara.
- Jak to… - szepnął zaszokowany Sasuke. Po chwili jednak ugryzł się w swój niewyparzony język.
- A teraz dam ci lekcję, podobną do tych danym pozostałym Uchiha – zaśmiała się drwiąco.
- Czyli? – zapytał arogancko Sasuke. Znał niewielu shinobi, zdolnych do pokonania go w walce.
- Czyli lekcję dla przegranego – odparła i przypuściła na niego atak, którego nie umiał powstrzymać. Potem poszedł kolejny i kolejny, a Sasuke, bezradnie, próbował już tylko obronić resztki honoru.
- Sasuke powiedział ci, w jakich okolicznościach doszło do naszego spotkania? – zapytała. Sakura zatrzymała się i spojrzała na Baku. Jej wzrok nie był już obcy i zagniewany, ale wciąż trzymała niewielki dystans.
- Nie – potwierdziła swoje słowa kręcąc głową. Rudowłosa zaśmiała się.
- Takiego lania, jakie ja mu sprawiłam, nie dostał nigdy – Sakura rozwarła delikatnie usta, a po chwili zachichotała.
- Opowiadaj, bo czeka nas długa droga.
Wszedł do domu i zdjął buty. Z cichym westchnięciem udał się do kuchni, która, ku jego zdziwieniu, była pusta. Wspiął się po schodach i od razu skierował się w stronę sypialni, ale ją też zastał bez cienia żywej duszy. Zirytowany zbiegł do sali treningowej, w której było ciemno i głucho.
- Nie ma ich – usłyszał za plecami głos brata. Zacisnął swoje pięści i zazgrzytał zębami.
- To widzę – burknął. – Pytanie, gdzie są?
- Wyruszyły na misję – uśmiechnął się Itachi i zapalił światło. Cichy brzęk jarzeniówek rozszedł się po pomieszczeniu.
- Jaką misję? – warknął zły Sasuke. Nie lubił być tym niedoinformowanym. W Hebi to on wiedział wszystko, co dawało mu ogromny pakiet kontrolny. Teraz był bezsilny, bo nie stanowił najważniejszej figury w grze.
- Tajną – odparł spokojnie Itachi. – Jeżeli oczywiście wiesz, co znaczy słowo ‘tajny’ – dodał pospiesznie widząc, jak jego brat otwiera usta w celu zadania kolejnego pytania. Sasuke poczuł się, jakby dostał pstryczka w nos. Zirytowany zachowaniem brata postąpił krok w jego stronę, ale zatrzymał się.
- Przestań bawić się ze mną w swoje gierki, Itachi – warknął Sasuke. – Nie jestem już dzieckiem.
- Szkoda – rzucił starszy Uchiha. – Bo zachowujesz się infantylnie, co nie jest oznaką dojrzałości, o jakiej mnie zapewniasz – dodał chłodniej. Sasuke doskonale zdawał sobie sprawę, do czego zmierzał jego brat. Chciał wyprowadzić go z równowagi, dokładne jak kiedy byli jeszcze dziećmi. Uwielbiał go wtedy prowokować do wszczynania kłótni i bójek. Dopiero kilka lat później Sasuke zdał sobie sprawę, jak wielką władzę ma nad nim starszy Uchiha.
- Muszę uzupełnić kilka raportów – rzucił i skierował się do wyjścia. Źrenice Itachi ‘ego powiększyły się nieznacznie. Gdy młodszy Uchiha zrównał się z nim w celu wyminięcia brata, ten złapał go za ramię.
- Od kiedy jesteś taki pilny, co? – zadrwił Itachi, ale na Sasuke nie zrobiło to wrażenia. Starszy z niedowierzaniem spoglądał, jak wargi brata rozciągają się w drwiącym uśmiechu.
- Itachi, nie sprowokujesz mnie – sarknął były członek Hebi. – Nie masz już nade mną tej władzy, co niegdyś – dodał i wyszedł z sali treningowej, pozostawiając za sobą oniemiałego Itachi ‘ego.
- A to niespodzianka – wymruczał długowłosy i poszedł w ślady brata.
Przedarły się przez gęste zarośla, które skutecznie hamowały dojście do zabitej deskami chaty. Czujnie rozejrzały się po okolicy i porozumiewając się gestami ruszyły na zwiady. Baku zrobiła obejście od prawej, a Sakura od lewej strony opuszczonej posesji. Obniżyły poziom chakry i wytężyły zmysły, jednak nie były wstanie nic wyczuć, co znacznie je zaniepokoiło.
- Ani żywej duszy – mruknęła Baku, gdy spotkały się z Sakurą przed wejściem.
- Nie pozostaje nam nic innego, jak wejść tam i po prostu szukać – odparła różowowłosa i złapała za pierwszą z brzegu deskę, która blokowała drzwi. Pociągnęła ją do siebie, a że drewno było spróchniałe, szybko odpuściło i złamało się pod naporem siły młodej Haruno. Chwilę potem obie z Baku wyrwały pozostałe deski i niepewnym krokiem weszły do środka.
- Halo! – zawołała półgłosem rudowłosa.
- Cisza – szepnęła Haruno. – Mam dziwne przeczucie… - nim jednak wyjaśniła, czego ono dotyczyło, poczuła, jak pod jej ciężarem zapada się znaczna część podłogi, ciągnąc za sobą nie tylko Sakurę, ale także i Baku. Rudowłosa krztusiła się pod wpływem wzbitego w powietrze kurzu. Dłonią starała się odgonić natrętne drobinki krążące wokół jej twarzy.
- Saki! – krzyknęła. Po chwili ciszy usłyszała kaszel, a następnie głuche jęknięcie.
- Mój tyłek – przebił się zdławiony głos różowowłosej.
- Czyli żyjesz – skomentowała pod nosem Baku i wstała z ziemi. – Gdzie jesteś? – zawołała.
- Tutaj – dobiegła ją odpowiedź przyjaciółki, ale nie mogła zlokalizować źródła dźwięku. Wzięła głęboki oddech, ale znowu zakrztusiła się kurzem. Zirytowana ograniczoną widocznością zmaterializowała jedną parę skrzydeł Chōmei i machnęła nimi, odganiając tym samym uporczywe i drażliwe powietrze.
- Tak lepiej -  powiedziała sama do siebie i rozejrzała się w poszukiwaniu Sakury, jednak kolejnym problemem okazała się wszechogarniająca ciemność. W głowie zaczęła poszukiwać jutsu, które pozwoli jej oświetlić wnętrze, jednak jak na złość nie mogła sobie przypomnieć niczego użytecznego. Na szczęście pozostawała jeszcze Haruno z arsenałem dziwnych i nieznanych dotąd technik, która po chwili przywołała garstkę płomieni rozpraszając je wokoło w kilkumetrowych odległościach.
- To był bolesny upadek – rzuciła do Baku, którą po momencie zlokalizowała nie tak daleko od siebie, jak przypuszczała. Otrzepała strój z brudu i resztek drewnianej podłogi.
- Moja fryzura – dramatyzowała rudowłosa. Sakura zaśmiała się krótkim śmiechem.
- Nie przesadzaj – mruknęła i rozplątała swojego warkocza. Potrząsnęła głową i spięła napuszone włosy w wysokiego koka. – No, to do dzieła.
- Poszukiwania czas zacząć – przytaknęła Baku i obydwie rozglądnęły się po wnęce. Było to coś na kształt jaskini, której wejście i wyjście znajdowały się pod sufitem, a nie w ścianie. Gdy cały kurz opadł kobiety dostrzegły właz w górnym rogu wnęki, z którego spuszczały się stare, drewniane schody. Gdyby nie spróchniała podłoga spokojnie odnalazłyby to niewątpliwie bezpieczniejsze zejście na dół.
- O, schody – ironicznie mruknęła pod nosem Sakura.
- Mnie też to zaskoczyło – odparła Baku i zmrużyła powieki. – Spójrz – wskazała dłonią przeciwległy koniec jaskini. Haruno podążyła wzrokiem za ręką rudowłosej i otworzyła szerzej oczy.
- Bingo – zaśmiała się, ale nie ruszyła się z miejsca. Wpatrywała się teraz w mały ołtarz, na którym znajdował się demon. Były to wyrzeźbione w ścianie jaskini dwa chińskie smoki, które w przednich łapach dzierżyły kamienne szkatuły, imitacje tej prawdziwej, z drewna, leżącej na marmurowym katafalku pomiędzy nimi. Ich splecione ogony broniły dojścia do cennego demona.
- Myślisz, że ożyją? – zapytała Baku. Sakura spojrzała na nią z konsternacją.
- Coś na pewno broni czwartego – odparła wymijająco, przeczesując wzrokiem wnętrze jaskini w poszukiwaniu mniej oczywistego zagrożenia, jakim niewątpliwie były smoki.
- W sumie smoki nie byłby takie złe – mruknęła Baku. – Wolę oczywiste zagrożenia – rzuciła buntowniczo w odpowiedzi na niedowierzające spojrzenie Haruno. Różowowłosa westchnęła i zrobiła krok przed siebie, jednak nic się nie stało. Ponownie postawiła kolejny i kolejny, podejrzliwie wpatrując się w puste ślepia jaszczurów.
- Niemożliwe, by poszło tak łatwo – wymamrotała, gdy od szkatuły dzielił ją jedynie metr.
- Uważaj! – krzyknęła Baku, gdy różowowłosa miała postawić kolejny krok. Jednak jej słowa dotarły zbyt późno. Stopa Sakury dotknęła podłoża tuż za ledwie widoczną linią.
- Cholera – jęknęła widząc, jak kamienna powłoka smoków pęka, tworząc mapę linii i zakrzywień.
- Cofnij się – poleciła Baku, a Haruno powoli wykonała krok w tył. Obie obserwowały, jak płaty gruzu opadają na podłogę, budząc tym samym potwory do życia.
- Oczywiste zagrożenia, co? – zapytała z sarkazmem, a bijū wzruszyła jedynie ramionami.
- Czepiasz się – odparła i złapała przyjaciółkę za ramię. – Jak je rozbroić?
- Nie mam pojęcia – Sakura obserwowała, jak dwie pary ślepi przeczesują pomieszczenie w poszukiwaniu intruzów. Gdy tylko płonące źrenice spoczęły na dwóch shinobi, jaszczury znieruchomiały.
- Niech zgadnę – mruknęła Baku. – W podaniach nie było mowy o smokach pilnujących demona.
- Zacznij grać w mahjong ‘a na jeny – Sakura zaczęła powoli wycofywać się, ciągnąc za sobą rudowłosą.
- Przypomnij mi o tym, jak tylko wyjdziemy z tego cało – jęknęła Baku. W tym momencie ogony smoków rozdzieliły się i przecięły powietrze z charakterystycznym świstem. Obydwa opadły między kobietami, skutecznie rozdzielając je od siebie. Wiedziały, że nie pójdzie im łatwo.
Siedział nad raportami, ale nie mógł się skupić. Niewiedza odnośnie działań Sakury działała na niego destruktywnie. Denerwował się, bo różowowłosa była nieobliczalna z posiadanym w sobie Jūbim. Co to za misja? I czemu wzięła ze sobą Baku? Zirytowany rzucił pędzel na biurko, plamiąc przy tym raport. Oczywiście z zasady i honoru noszenia nazwiska Uchiha, mało się tym przejął.
- Widzę, że znużyła cię praca sekretarza – zaśmiał się Itachi, wchodząc do gabinetu.
- Nie interesuj się – warknął rozeźlony, jednak szybko zamknął w ryzach zbędne emocje.
- Mistrzowsko radzisz sobie z poskramianiem uczuć – uśmiechnął się starszy z braci.
- Za to widzę, że ty sobie odpuściłeś – zadrwił Sasuke. – Staczasz się, braciszku – długowłosy drgnął na przydomek.
- Kradniesz mi kwestie – mruknął Itachi i bez zaproszenia usiadł w fotelu naprzeciwko biurka.
- Stałeś się na nie za kiepski – Sasuke rozsiadł się w meblu i zmierzył brata bacznym spojrzeniem. – Po co przyszedłeś? – zainteresował się młodszy. Długowłosy podniósł na niego nieodgadniony wzrok.
- Sakura dobrowolnie przystała do Brzasku – Sasuke skamieniał. – Zawarła z nami kilka umów, które wiążą ją długoterminową przynależnością do organizacji.
- Przecież jej tatuaż nie był pełny. Wskazywał na status jeńca, nie członka – zniecierpliwił się Sasuke. Denerwowała go jego niewiedza. Będąc w Hebi już dawno użyłby swojej władzy i mało przyjemnych praktyk, by wiedzieć wszystko, czego potrzebował. Zbytnio zmiękł.
- To jest wynik przewidzianych negocjacji – wyjaśnił Itachi. – Ale po co zagłębiać się w szczegóły – machnął lekceważąco dłonią. 
- Może po to, by lepiej panować nad sytuacją? – wtrącił Sasuke, ale momentalnie ugryzł się w język.
- Nie dzieje się nic niegodziwego – wyjaśnił Itachi. – Tsunade wiedziała o wszystkim.
- Tsunade? – coraz mniej podobało mu się to, co słyszał. - Nieważne. Gdzie teraz jest Sakura?
- Tego wciąż nie mogę ci wyjaśnić – odparł. – To jest dalsza, niewielka część umowy między Brzaskiem, a Sakurą – dodał wiedząc, jak niewiedza działa na jego brata.
- Po co mi to mówisz? – wysyczał Sasuke.
- Potrzebuję, byś wskrzesił Hebi – słowa Itachi ‘ego totalnie zdziwiły młodszego Uchiha. Nie wiedział, co się działo z członkami jego starej organizacji tuż po tym, jak postanowił ją rozwiązać. Podejrzewał, że rozproszyli się po świecie, każdy szukając własnej zemsty.
- Dlaczego miałbym to zrobić? – wiedział, że ten krok może sprowadzić na niego wyrok śmierci, a nie chciał znów zostać wyrzutkiem Konohy. To oznaczałoby, że straci Sakurę już na zawsze.
- Jesteśmy częścią większego planu, Sasuke – odparł Itachi. – I wierz mi, lub nie, ale sam nie do końca jestem w to wtajemniczony – te słowa zaskoczyły mężczyznę.
- Nigdy nie sądziłem, że będziesz bezmyślnie wykonywał czyjeś polecenia – mruknął Sasuke, gubiąc się w tym wszystkim jeszcze bardziej.
- Ja nigdy nie podejrzewałem, że tak się zmienisz – odparł Itachi. – Obecnie Karin, Jūgo i Suigetsu są członkami Akatsuki – wyjaśnił pierworodny Uchiha, prowokując zmianę tematu. – Ich położenie jest znane niewielkiej garstce ludzi, zaś oni sami do nich nie należą – dodał.
- Są na podobnej zasadzie, jak Sakura – domyślił się Sasuke, a jego brat skinął głową.
- Zawarli umowy, jednak mniej obszerne niż ta Sakury – wyjawił. Krótkowłosy powstrzymał się od komentarza. Wiedział, że uporu Itachi ‘ego nie sposób pokonać.
- I mam ich ściągnąć tutaj? – zapytał zrezygnowany. Brat pokiwał głową. Sasuke westchnął i poprawił się w fotelu. – To jest popaprane.
Unik za unikiem nie był wyjściem z sytuacji. Zaczynały opadać z sił, lecz nie zbliżyły się do szkatuły ani o krok.
- Musi być jakiś sposób – zdenerwowała się Baku.
- I jest – odpowiedziała jej Sakura, a płomiennowłosa spojrzała na nią z nadzieją. – Tylko my go nie znamy – dodała. Bijū zgromiła ją wzrokiem.
- To są tylko jaszczurki, do cholery! – wrzasnęła dziewczyna. W tym momencie nieuwagi jedna z poczwar przygniotła ją ogonem do zimnej posadzki.
- Baku! – wrzasnęła Haruno, jednak nim dobiegła do rudowłosej drugi smok zmiótł ją z powierzchni ziemi, rzucając ją o ścianę.
- Saki!
- Zmień się! – wycharczała Sakura. – Wezwij Chōmei!
- Ale wtedy… - zaczęła, ale gdy spotkała spojrzenie Sakury już wiedziała. – To samobójstwo!
- Rób co mówię! – Baku zwlekała, jednak siła, z jaką była wciskana w ziemię stawała się nie do zniesienia. Niemalże czuła, jak jej wnętrzności zmieniają się w papkę. Przywołała w myślach Chōmei, jednak ten się nie pojawił. Spróbowała ponownie, lecz z tym samym skutkiem.
- Co jest? – zapytała Sakura, gdy płomiennowłosa wbiła w nią przerażone spojrzenie.
- Nie ma go! – wrzasnęła. – Zniknął! – Haruno zdrętwiała. Jak Chōmei się nie pojawi, to Jūbi nie dostanie amoku. A wtedy nie mają szans. Jej dalsze rozmyślania przerwało kolejne uderzenie uzbrojonego w rząd ostrych, wystających łusek ogona. Poczuła, jak małe brzytwy rozcinają skórę na jej lewym boku i ramieniu.
- Kuso! – wrzasnęła pod wpływem fali potężnego bólu.
- Sakura! – zmusiła się, by podnieść ciężkie powieki. Zmęczenie i zranienia dawały się jej we znaki. Spojrzała na Baku, z której pleców spływały cienkie strużki krwi. – Wiem, co jest grane!
- Co ty bredzisz?! – zdenerwowana Haruno podniosła się z ziemi, ale smok ponownie zaatakował, tym razem owijając ją ogonem i stopniowo wzmacniając siłę zacisku.
- Smoki hamują przemianę! – krzyknęła Baku. – We wszystkich trzech szkatułach są demony! Tylko w ten sposób powstrzymują je od wydostania się na zewnątrz – dodała, unikając uderzenia jaszczurzego skrzydła.
- No, to jak mamy je powstrzymać?! – zdenerwowana Sakura czuła, jak tli się w niej coraz mniej chakry. Obie shinobi zaczęły gorączkowo zastanawiać się nad planem zdobycia szkatuł i ucieczki. Wtedy Sakurę olśniło. – Linie!
- Teraz to ty bredzisz! – warknęła Baku.
- Nie! Linie! – niebieskooka spojrzała wyżłobione półkole chroniące miejsce spoczynku demonów. – Całe to miejsce musi być zabezpieczone. Wątpię, żeby jedna linia i dwa smoki broniły dojścia do trzech demonów!
- No, ale co mamy zrobić? – dopytywała Baku. – Nawet, jeżeli całe to miejsce jest pod działaniem jutsu, to jak chcesz się stąd wydostać? To raczej pułapka, a nie rozwiązanie! – rudowłosa zaczynała poważnie martwić się o stan psychiczny przyjaciółki. Po prostu zaczynało jej odwalać.
- Musimy wejść w okrąg ochrony – wysapała Sakura, której cudem udało się uniknąć zderzenia z łapą smoka. – Pomyśl, czują w nas demony. Są zaprogramowane na ich dezaktywację i obronę. Gdy wejdziemy do kręgu – musiała przerwać, by kolejny raz uniknąć starcia. – To przestaną atakować, bo znajdą się w bezpiecznej strefie – dokończyła. Dziewczyna wątpiła w słowa przyjaciółki, ale wiedziała, że to ich jedyna szansa. Spojrzały po sobie. Plan był prosty. Zwabiły smoki blisko siebie, a następnie najszybciej jak mogły dostały się do kręgu. Obserwowały, jak poczwary zbliżają się nieuchronnie do linii granicznej, ale gdy tylko ją przekroczyły wpełzły na swoje miejsce, by ponownie pokryć się kamieniem. Baku spojrzała oniemiała na dyszącą Sakurę.
- Obie zaczynamy uprawiać hazard – Haruno mimo bólu zaśmiała się w głos.
- Teraz wykombinuj jak się stąd wydostać z trzema demonami.
- Hej – zawołała rudowłosa. – Nikt nie powiedział, że będzie łatwo.
- Chociaż raz mogłoby być – wymamrotała Sakura. Przesunęła blisko siebie wszystkie trzy szkatułki i obserwowała ich sygnatury. – Trzeci, czwarty i piąty – wskazała po kolei na każdą z nich. – Wedle podań piąty jest w naszyjniku, ale nie zaryzykuję otworzeniem żadnej, by to sprawdzić.
- Jak stąd wyjść – zastanawiała się Baku. Obserwowała otoczenie. Każdą ścianę, wnękę, rysę. Musiało istnieć coś, co pomogłoby im w wydostaniu się na zewnątrz. Wtedy spostrzegła na ziemi plamę krwi Sakury, a w jej głowie zaświtała pewna idea.
- Twój wzrok mnie niepokoi – wymamrotała Sakura.
- Mam pomysł – klasnęła w dłonie płomiennowłosa.
- Chcę wiedzieć? – zapytała zrezygnowana Haruno.
- Nasza krew jest demoniczna. Posiada ślady obecności demonów – zaczęła. – Teraz nasze bliźniaki – dłonią wskazała dwa kamienne smoki. – Myślą, że pilnują pięciu demonów.
- Nie wiem, co ma nam to pomóc – mruknęła Sakura, ale Baku uciszyła ją przymrużonym spojrzeniem. Oburzona różowowłosa chciała coś powiedzieć, ale zamilkła.
- Nasza krew w okręgu stworzy pozory obecności dwóch demonów – wyjaśniła. – Pozostałych trzech najpierw będą szukać w jaskini – dodała.
- Nie są głupie – Sakura posłała im zaniepokojone spojrzenie, ale ich ślepia pozostawały bez życia.
- Wbrew pozorom mają ograniczoną zdolność powonienia – Baku usiadła przy zielonookiej i umaczała w jej posoce palec. Po chwili nakreśliła trzy kręgi. – Kiedyś widziałam podobne jutsu. Nigdy nie miało ono więcej niż trzy strefy – wskazała dłonią na rysunek. – W najmniejszym je chronią, w średnim są one unieruchamiane – zaznaczała krwawe znaczki, uzupełniając pogląd sytuacji. – Zaś w największym zabijane.
- Ostateczność – mruknęła Sakura, a Baku pokiwała głową. – Dobrze pomyślane.
- Jak wyjdziemy poza te kręgi – rudowłosa gestem objęła całą rycinę. – Będziemy bezpieczne, bo znajdziemy się poza jakąkolwiek strefą ich działania. Nawet, gdy ruszą za nami – dodała, ale w słowo weszła jej Sakura.
- Zamienią się w pył, bo czerpią chakrę z ograniczonego źródła – niebieskooka skinęła głową na znak podobnego rozumowania. – Im dalej od mocy, tym słabsze działanie jutsu.
- Dokładnie – właścicielka siódmego spojrzała na szkatułki. – Nawet, gdy wydostaniemy się z tej pułapki, to i tak mamy mało czasu – utkwiła w Haruno przenikający wzrok.
- Cztery demony i Jūbi to będzie cyrk – dedukowała zielonooka. – Zwędzamy demony i sprintem do Konohy.
- Nie ma na co czekać – Baku podniosła się z podłogi. – Ja zgarniam szkatułki i ruszam pierwsza. Muszę mieć szansę na ucieczkę.
- Umówmy się, że biegniesz prosto do mojego domu. Tam na pewno będzie Sasuke i Itachi. W razie czego, powstrzymają mnie – Sakura podniosła się na drżących nogach. Nie mogła się uleczyć, bo poziom jej chakry znajdował się drastycznie poniżej minimalnego. Jej resztki chciała zachować na ewentualne wspomożenie w ucieczce. Rudowłosa skinęła głową. Otworzyła plecak i zaczęła pakować szkatułki do środka. Kiedy była gotowa skumulowała część z energii, jaka jej pozostała i wyskoczyła łapiąc się ostatniego stopnia schodów. Gdy stanęła na krawędzi podłogi spojrzała w dół, na Sakurę.
- Idź! - wrzasnęła różowowłosa słysząc znajomy odgłos pękającej skały. Baku zniknęła z jej pola widzenia. Haruno odczekała, jak jaszczury opuszczą pierwszą strefę. Tak, jak przypuszczały. Smoki zaczęły węszyć po całej jaskini, więc nie zwlekając ani chwili dłużej zielonooka poszła w ślady przyjaciółki i wyskoczyła na ostatnie stopnie schodów. Ból w boku zaczął promieniować, jednak przemogła go i ruszyła do biegu. Gdy obejrzała się za siebie z przerażeniem odkryła, że poczwary depczą jej po piętach. Po głębszym zastanowieniu nie wiedziała, jak daleko sięgała granica trzeciego okręgu. Wiedząc, że od jej motywacji i prędkości zależy jej własne życie, przyspieszyła. Wściekłe ryki i młócenie skrzydłami były coraz głośniejsze. Desperacko ładowała w siebie opary chakry, a gdy już czuła na karku ich oddech, gdy myślała, że już po niej, wszystko ucichło. Przerażona nie odważyła się jednak zatrzymać. Pruła przed siebie wiedząc, że w tym momencie napędza ją jedynie adrenalina.
Siedzieli w salonie i przeglądali raporty, gdy do ich uszu dotarł trzask bramki. Spojrzeli po sobie zdziwieni i podnieśli się z zajmowanych miejsc. Bacznie obserwowali drzwi, przez które po sekundzie wpadła Baku.
- Chowajcie demony! Demony! – wrzeszczała jak opętana. Wcisnęła w ręce najstarszego z braci plecak, a sama zamknęła drzwi i zaryglowała je stojącą obok komodą.
- Co tu się dzieje! – wrzasnął Sasuke. – Gdzie Sakura?
- Idzie po mnie. Po nas. Po demony! – szeptała Baku, wyraźnie przerażona tym, co ją spotkało.
Podczas ucieczki wyczuła chakrę dziesiątego. Wiedziała, że zaczyna szaleć, jednak mimo to parła przed siebie. Biegnąc czuła na plecach wzrok Jūbiego, jego obecność była namacalna. Odważyła się spojrzeć za siebie tylko raz, ale to był o ten raz za dużo. Ciało Sakury było w kolorze szarości, całe spękane czarnymi żyłkami. Włosy zmieniły kolor na zgniłozielony, a spojrzenie zaszło mgłą. Wyglądała jak najmroczniejszy koszmar psychopaty, który urzeczywistniony poszukiwał ukojenia w rozlewie krwi.
- Co z Sakurą? – dopytywał Sasuke. W tym czasie Itachi zniósł szkatułki w podziemia, gdzie znalazły się w sali  naznaczonej jutsu wyciszania chakry. Zabezpieczył pomieszczenie i wrócił na górę, czekając na pojawienie się Haruno.
- Jūbi dostał amoku – mamrotała rudowłosa. – Zmienił ją. Była demonem – po jej plecach wciąż ciekła krew, a jej umysł pozostawał odrętwiały strachem. To już nie była Sakura, tylko czysta destrukcja.
W tej chwili usłyszeli walenie do drzwi.
- To ona! – wrzasnęła przerażona dziewczyna i cofnęła się do tyłu. Sasuke jeszcze nigdy nie widział jej tak przestraszonej. Spojrzał zaniepokojony na Itachi ‘ego, który uaktywnił Sharingan. Uczynił podobnie, chociaż, wiedziony doświadczeniem z poprzedniego spotkania ich techniki z Jūbim, nie liczył na powodzenie. Nagle komoda odleciała w ich stronę, razem z drzwiami i framugą. W zionącej dziurze pojawiła się postać zmienionej Sakury. Krew, która płynęła z jej boku wyglądała jak rzeczny szlam, co sprawiało, że wyglądała jeszcze paskudniej. Podniosła głowę i pociągnęła nosem. Gotowi do ataku bracia Uchiha postąpili krok przed siebie, ale w tym momencie Haruno opadła na kolana, wracając do swojej normalnej formy.  Spojrzała na Baku i uśmiechnęła się szeroko.
- Zagrajmy w mahjong ‘a – mruknęła, a rudowłosa zaśmiała się z niedowierzaniem. Zdezorientowani bracia dezaktywowali Sharingan. Sasuke podbiegł do Sakury, a Itachi do Baku.
- Będziesz się gęsto tłumaczyć – rzucił wściekły młodszy Uchiha. Podniósł ją z ziemi i zaniósł do sypialni.
- Aż trzy? – zwrócił się do Baku Itachi.
- Kupa szczęścia ze znaczną przewagą kupy – wymamrotała i po prostu zasnęła. Starszy z braci pokręcił głową i skierował się ze śpiącą dziewczyną w stronę jej pokoju.
***
Jeżeli ktoś tutaj jeszcze zagląda, to... :
Wiem, wiem. Nawaliłam. Nie chcę się gęsto tłumaczyć dlaczego. Pisanie idzie mi coraz ciężej. Boję się, że nieuchronnie chylę się ku rozpadowi mojej twórczości.
Póki co zapraszam na http://thinking-about-falling-stars.blogspot.co.uk/ gdzie możecie przeczytać zaktualizowane info dotyczące nadchodzących treści. Buziaki i miłego czytania.

Autor: .romantyczka

26 komentarzy:

  1. nawet nie wiesz, ile ja czekałam na ten moment. zaglądałam do Ciebie prawie co drugi dzień, aż w końcu się doczekałam. notka jak zwykle fantastyczna, a pierwsza scena to już zupełnie cud-miód. :D
    niestety trudno mi się czyta komentarze typu: "zbliżam się do końca kariery pisarskiej", bo przywiązałam się do Twojego opowiadania, czytam je od początku. mimo iż nigdy nie zebrałam się na napisanie komentarza to cały cas z Tobą jestem. mam nadzieję, że Twój stan jest przejściowy i jednak znajdziesz w sobie tę wewnętrzną siłę, aby dokończyć opowiadanie.
    pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a co do samej treści to teraz w głowie zaświeciła mi się czerwona lampka i nasunęło pytanie: czyżby poranna chcica naszej Sakurci oznaczała ciążę? jeśli dobrze dedukuję to będzie się działo, oj będzie. :D

      Usuń
    2. Proszę Was, kochani. Podpisujcie się :)
      A co do dedukcji... Nie powiem :)

      Usuń
  2. Serio ciaaaza? No ja nie pomyślałam o tym :O no to jestem ciekawa teraz! Faktycznie tego po Sakurze to bym się nie spodziewała! A powiedz mi: jak można TAK pisać i mówić, że nie ma się siły, weny i w ogóle koniec kariery się zbliża coooo? Nie wierzę Ci! I blagaaaam Cię! Nie karz tyle na siebie czekać znowu tylko raz, dwa i nowy rozdział proszę :-D oczywiście ją nie zauważyłam żadnego spadku formy u Cb, więc nie wiem o czym mowilas;-) komentowalam już wczoraj i jakoś się nie przyjęło chyba... Ale nic! Komentuje jeszcze raz dłużej :-D i czekam na kolejny rozdział :-P pozdrawiam kochana :-* hayley:-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej no! Normalnie co do perepsktywy ciazy to jestem zawsze za jesli chodzi o opka! :D Ale w obecnej musze jeszcze dodac: No bez jaj... mam swoje lata... i dopiero sie dowiaduje ze poranna chcica jest objawa ciazy? Wezcie mnie nawet nie denerwujcie. Fuck...
    No ale przechodzac do rozdzialu, to ty doskonale wiesz ze piszesz genialnie i prosze mi tu nie zaprzeczac bo przejade sie do S. i dam ci niezla reprymende! Jaki rozpad tworczosci? Romantyczko no!
    Tak samo jak i Hayley nie zauwazylam u ciebie zadnego spadku formy pisarskiej, wiec mnie nawet nie denerwuj! Bo na serio wsiade w ten pociag do ciebie >.<'
    Poczatek byl genialny, ale poniekad chcialam cie za niego zamordowowac... Chociaz w jednym sie z Sakura zgadzam, jak jest chcica to troche jest nieswojo obudzic partnera ;D
    Ohooo... ta walka Sakury i Baku! Genialna! Wiecej takiej akcji prosze ;D
    Ale za to Sasek sie niezle wkurzyl, bo znowu zostal pominiety ;D I juz nie moge sie doczekac, jego rozmowy z Sakura. Mam dziwne przeczucie, ze posypie sie duzo slow.
    Hmm... obecne relacje Sasuke z Itachim sa takie realne, ze szok! No ale popieram Saska, nie ma co, trzeba pokazac Itaskowi ze nie jest od niego juz zalezny ani nic w tym stylu ;D
    Dobra ja lece, bo trzeba sie zaczac zbierac na uni ;D
    Tak w ogole, to ile ty tak na oko przewidujesz rozdzialow tutaj? ;)
    Byeeeeeeeee ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powoli zbliżam się do końca tego opowiadania. Nie wiem, jak mi się uda, ale planowałam 30 rozdziałów. Nie będzie to tasiemiec, ale po przeczytaniu miliarda blogów doszłam do wniosku, że 30 to taki optymalny wynik. :)

      Co do ciąży Sakury. Nie mogę się wypowiadać, zanim nie napiszę rozdziału. :) Dzięki za komentarz. Za wszystkie komentarze :) Nie wiem co będzie, jak skończę to opowiadanie. Tak na prawdę to będzie przełomowy moment. Jednak mogę zapewnić, że tę opowieść doprowadzę do końca. xoxo

      Buziaki i do zobaczenia :)

      Usuń
  4. No! I mi poprawilas humor! ;D Ale moge cie troche pomeczyc, bys ciut szybciej pisala cos tutaj? ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie obecnie jestem na fali, ale postawiłam sobie licznik, by jeden rozdział miał nie mniej jak 13 stron w Wordzie, więc to trochę utrudnia sprawę. :) Obecnie tworzę partówkę, ale staram się stworzyć coś i w tym opowiadaniu :)

      Usuń
  5. Świetny rozdział! Naprawdę nie mogłam się doczekać kiedy dodasz coś nowego, ale rozumiem, że nie każdy ma zawsze czas i wenę ;) Cieszę się jednak, że nie postanowiłaś zawiesić lub co gorsza porzucić bloga :D Jeśli tylko będziesz pisać to ja mogę czekać bardzo długo :) Więc nie poddawaj się!

    Co do rozdziału to muszę przyznać, że dużo się w nim działo :D Najlepsza była oczywiście scena początkowa, ale walka ze smokami wcale nie była gorsza :D Chciałabym aby Sakura była w ciąży, ale jestem pewna, że to skomplikowało by wiele spraw :P Jednak akcji nigdy za wiele :D

    Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę :D
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do porzucania - nigdy, ale przy zawieszeniu się zastanawiałam. Nie chciałam jednak tego robić, bo wiem, że konsekwencją byłoby porzucenie, a sama pamiętam jak się czułam, gdy świetni bloggerzy porzucali swoje blogi, nie kończąc opowiadania. Co Wy tak z tą ciążą? :D Matko, bo czuję na sobie presję 'ciążenia' bohaterów. Moja wena aż się chowa ze strachu xD

      Usuń
  6. dopiero dzisiaj przeczytałam całego Twojego bloga. świetnie piszesz! nie porzucaj tego. nie pisz regularnie, ale co jakiś czas. tak abyśmy wszyscy byli zadowoleni. dasz radę i pamiętaj, że trzymam za Ciebie kciuki. :).

    OdpowiedzUsuń
  7. wow, przeczytałam całego Twojego bloga i jestem zachwycona! dawno nie czytałam równie dobrego opowiadania SasuSaku :) Wiedz, że jestem cierpliwą czytelniczką i co jakiś czas będę zaglądała na Twojego bloga. A co do samego opowiadania to cholernia podoba mi się ten trójkąt Itachi-Sakura-Sasuke :D ta zazdrość braci! mega! Wątek z ciążą Hinaty też ciekawy, pewnie chłopak bedzie co? ;) Odezwę się za jakiś czas, by przypomnieć Ci, że masz wierną czytelniczkę! A nóż będzie nowy rozdział jak wejdę następnym razem! Któż to wie? :) POZDRAWIAM I ŻYCZĘ WENY! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć nowy rozdział na
    http://itachi-i-sakura-wielka-milosc-shinobi.blogspot.com/
    :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Odpowiedzi
    1. Ten dwukropek zdaje się być karcący... :)
      Proszę tylko o odwagę i podpisanie się, a chętnie skulę po sobie uszy i wysłucham kazania >.<

      Usuń
    2. Ten ktoś powyżej nie jest chyba wystarczająco odważny, ale jako wierna czytelniczka ja czuje się wręcz zobowiązana do skarcenia Cię :-P miał być prezent na mikołajki a ja nic nie dostałam :-P! Poza tym trzymasz nas tu w niepewności czy Saki jest w ciąży czy nie :-P zaglądam tu codziennie i nic! Procenty też nie wzrastają :-/ nie spytam: kiedy notka, ale za to zapytam co tam u Cb, czy szykują się jakieś ferie, jak Twoja wena i jak sytuacja z rozdzialami wygląda ;-) miło by było jakbyś napisała co się dzieje, bo niektórzy naprawdę wyczekują Twojego powrotu <3 TĘSKNIĘ <3 Hayley :-*

      Usuń
  10. Kiedy nowy rozdział?:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepraszam, że dopiero teraz... mój blogger świruje. No, nie ważne.

    Rozdział ja zwykle świetny, a tekst Saska pt "Teraz moja kolej" w tamtym kontekście rozwalił mnie totalnie. Padłam i nie wstaję :P

    Co do reszty... świetnie opisane poranne przekomarzanie się z Baku. No i, co mi się bardzo podoba, konsekwentnie biegniesz z fabułą, czyli : po pocałunku z Itachim już nie jest tak całkowicie obojętna, aczkolwiek do niego nie wzdycha. Jest to całkowicie naturalne. Gdzieś tam zawsze czai się wątpliwość. To jest takie... ludzkie.

    No i jeszcze, co też mi się podoba, to ta zawiść między braćmi, ta niechęć... ona nadal w nich tkwi, mimo - a może tym bardziej - że mieszkają pod tym samym dachem. To też jest takie naturalne, co tylko pokazuje, jak dobrze znasz ludzką psychikę.

    No i dialogi Sakury z Baku i Saskiem <3

    Dobra... wiem, że bardzo chaotycznie wyszło, ale mam nadzieję, że zrozumiałaś :P

    Pozdrawiam
    Lisiak

    OdpowiedzUsuń
  12. Cześć na http://itachi-i-sakura-wielka-milosc-shinobi.blogspot.com/ nowy rozdział:D

    OdpowiedzUsuń
  13. Hm... Już dawno miałam zamiar cię odwiedzić. Trochę się wykręcałam, to prawda. Wmawiałam sobie, że przecież usunęłam linkownię i wcięło mi wszystkie blogi, które czytałam, albo i nie, albo mówiłam sobie, że nie mam czasu. Widzisz zrobiłam sobie dużo krzywdy usuwając blogi i chociaż nie żałuję tamtej decyzji, to na jej wspomnienie czuję ból. Wszystko ma swój początek i koniec. :)
    Jednakże mam ferie i ostatnio wróciłam do czytania bloga mojej przyjaciółki. A dziś stwierdziłam, ze tęsknię za tym bardziej, niż jestem w stanie się sama przed sobą przyznać i przyszłam do ciebie. Jestem niczym syn marnotrawny. Pies z podkulonym ogonem. Mam wrażenie, że dasz mi po pysku, ale tli się we mnie nadzieja, że pomimo całego zawodu będziesz w stanie mi wybaczyć. Ponieważ niezależnie od wszystkiego nadal będę tu przychodzić i cię wspierać tym bardziej, ze o ironio tak cudne stworzenie jak Ty ma chwilę zawahania. Ach... tak mi Cię szkoda kochanie. Ja już przeszłam przez to rozdarcie i wiesz, jak się skończyło. Nie udało mi się wyjść z tego obronną ręką. Ale jeśli mi pozwolisz, chcę uchronić przed tym Ciebie.
    Ach... no tak. Jak zwykle o sobie. Odkryłam ostatnimi czasy jak bardzo jestem samolubna, egoistyczna i okrutna. Ale dość... Teraz poświęcę uwagę właśnie Tobie.
    Pierwszą historią do której wróciłam było "Siedem lat", gdzie cudownie wykreowałaś postaci, otuliłaś wszystko mrokiem i cierpieniem, a potem zauroczyłaś moje serce. Jednak "A zegar tyka..." było, jest i pozostanie esencją Twojej wyobraźni, Twojego kunsztu, Twojego wyczucia, Twojej umiejętności grania na uczuciach, kwintesencją płynnego prowadzenia historii bez jakiegokolwiek zawahania, czy potknięć. Ta historia jako jedna z nielicznych za każdym razem wywołuje u mnie te same emocje i łzy. Musiałaś słyszeć o katharsis. Właśnie, czuję się oczyszczona.
    A co do głównego opowiadania. Żałuję, ze od czasu naszego rozstania napisałaś jedynie trzy rozdziały, chociaż jednocześnie jestem pełna podziwu dla wytrwałości, którą jeszcze pielęgnujesz, a której mnie zabrakło.
    Eh... powspominałam sobie trochę. Wiesz, że ta historia jest jedną z nielicznych, które tak bardzo wryły mi się w pamięć, że nie musiałam czytać wszystkiego od początku? To na prawdę niebywałe. Dla podkreślenia tego wyczynu dodam, że nie pamiętam swojego lustrzanego odbicia. To już chyba jakieś zaburzenia psychiczne, aczkolwiek chyba wiesz, co chcę Ci przekazać.
    cdn...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh... rozgadałam się na złe tematy. Wróć. Chciałam porozmawiać z tobą o twoich rozdziałach. Cóż, to będzie monolog rzecz jasna, ale liczę na małą odpowiedź ;)
      Och... kochanie znów znalazłam się pod wpływem twojego uroku. Czuję to tak silnie. Zakochuję się od początku. Te Twoje niebotyczne teksty. Uwielbiam je. Twoja Baku... no chylę przed tobą czoło za wykreowanie tak fantastyczniej postaci. Rozwaliła mnie ta kwestia o "kochanku A i B". Ale mnie to uradowało. To co mówi Sasuke, też nie przechodzi u mnie bez odbioru. I zgadzam się z Lisiakiem, a propos "Teraz moja kolej." We wszystkich rozmowach Sakury i Sasuke utrzymujesz tą ironię, tą nutę sarkazmu i czułości jednocześnie.
      Pamiętasz kota ze Shreka? Te kocie oczka? No to ja takie mam jak czytam twoje rozdziały.
      Co ci mogę jeszcze powiedzieć. Może o Twoich pomysłach. Są na prawdę dobre. Szalone. Dzikie. Nieujarzmione, jak rącze konie, a ty je chwytasz i z łatwością wsadzasz w słowa i zdania. Wiesz, co się mówi o psychopatach? Że to ludzie z wyobraźnią. Aż zaczynam się bać :)
      Nie wiem, co tam się dzieje takiego w Twoim życiu, że tracisz zapał do pisania, ale to na pewno coś grubszego, albo zwyczajna nuda. W każdym razie... kurcze bardzo, bardzo, ale to bardzo bym nie chciała, żebyś przestała pisać. Proszę. Błagam. Będę Ci biedziła, żebyś ukończyła to opowiadanie. Będę też wyczekiwać na twoją jednopartówkę. Chciałabym nawiązać z Tobą kontakt inaczej, żebyśmy mogły porozmawiać, żebym coś mogła dla Ciebie zrobić. Czuję, że jestem Ci to winna.
      Na tą chwilę mogę dodać ten pieruńsko długi komentarz z nadzieję, że się nie przestraszysz i nie przegonisz mnie po rozżarzonych węglach.
      Pozdrawiam Cię serdecznie i wspieram całym sercem.
      Ikula
      PS. Tak się rozpisałam, ze nie mogę dodać jednego komentarza. Nie sądziłam, że blogspot ma jakieś ograniczenia, a tu 4096 znaków i wymiękł.
      PPS. To mój pierwszy komentarz odkąd usunęłam blogi. Jejku... jak mi serce kołacze.

      Usuń
  14. No niech mnie wszystkie kulę świata biją. Któż to się u mnie pokazał. Stchórzyłaś. Tylko tyle mam na razie w głowie. Stchórzyłaś. Zostawiłam Ci wielki komentarz. Ogromny wkład serca i duszy, a Ty stchórzyłaś. Zwiałaś przy pierwszej możliwej okazji, zostawiając mnie na pastwę krwiożerczego losu. A błagałam w myślach. Odwiedzałam dzień w dzień Twoje blogi w nadziei chociaż na jedno słówko, w którym mogłabym się doszukiwać osobnego przesłania tylko dla mnie. Potem łudziłam się, że po prostu nie doczytałaś niczego ode mnie. Może nic nie dotarło, i to dlatego nie odpisałaś. Ale potem uderzyła we mnie natrętna myśl. Brzęczała jak mucha, a następnie storpedowała mnie bezlitośnie. Mówiła: nic dla niej nie znaczyłaś. Po prostu kolejna bloggerka z głupim pomysłem. Taka malutka i nic nie znacząca w jej Internetowym życiu. No i przestałam się łudzić, że odpiszesz. Że się pojawisz. Że dasz jakikolwiek znak. Cholera, niestety nigdy o Tobie nie zapomniałam, Nigdy nie przestałam się zastanawiać, jak Ci tam idzie. Z czym się zmagasz i ile wysiłku w to wkładasz. Próbowałam sobie wyobrazić własne życie bez blogów, ale nie mogłam. Potem już w ogóle nie mogłam pojąć, jak taka osoba jak Ty - z tą werwą, zapałem, mnogością pomysłów i ogromnym talentem - odnalazła się w świecie rzeczywistości, porzucając fantastykę. I wiesz co? Nie mogłam wymyślić nic, poza tchórzostwem. Przeraziłaś się, że coś nie szło. Że brakowało pomysłów, weny. Zwinęłaś interes i tyle Cię było. Ja, chociaż wiem, że nie idzie mi najlepiej, po prostu walczę. Wiem, że kiedyś Czytelnicy odejdą, bo się znudzą czekaniem na cokolwiek ode mnie, ale myślę wtedy, że po prostu napiszę dla siebie. Że stanę się własnym czytelnikiem, ale w głębi serca pozostaje mi nadzieja, że znajdzie się jeden szalony, który przy mnie zostanie. Śmieszne, bo obstawiałam w tym miejscu Ciebie... Zawiodłam się?

    Nie. Nie zawiodłam się. Wróciłaś i napisałaś. Dałaś znak życia. Najpierw mi ulżyło, że u Ciebie w porządku. No, jako takim. Ale jesteś. Żyjesz. Oddychasz. I cokolwiek to było, z czym walczyłaś lub walczysz - nie poddałaś się i jesteś. Tęskniłam. Ponad rozczarowaniem i żalem jest właśnie tęsknota.

    Zrugałam Cię, ale musiałaś dostać zimny prysznic. Teraz po prostu powiem, że cieszę się, że jesteś. I liczę na częstsze rozmowy :) Buziaki i gorące uściski <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh... nie wiem, czy to było tchórzostwo. Może po części. Jednak te ostatnie dodane rozdziały. Nic mi się już nie kleiło. Patrzyłam na datę ostatniego posta, która pokazywała mi, że moje zamarznięcie trwa już pół roku. Pół roku nie dodawałam postów. To chyba przelało czarę. To był dla mnie wybitnie ciężki czas. Nie dość, że miałam egazminy za pasem, nad uchem mamę, apodyktyczną babcię i ciotkę, które mi wmawiały, że koniecznie muszę się uczyć i iść do najlepszej szkoły w moim mieście i koniecznie na profil społeczno-prawniczy, albo biol-chemiczny, to jeszcze zrzýłam się tak z moją klasą. Wiesz, że miałam tylko 6 dziewcząt w klasie i aż 20 facetów. Na poczatku niedojrzałych, godnych pożałowania o zachowaniu tak uwłaczającym kobiecej dumie, że nie raz chciało się dać któremuś po pysku, ale w trzeciej klasie... czułam, że ich kocham. Jak matka swoich synów, jak siostra braci. Jednak wiedziałam, że za kilka miesiecy się rozstaniemy i to tak bardzo mi ciążyło, z resztą do dziś ciąży. Wtedy jednak nieświadomie podjęłam decyzje, by zamienić życie blogowe na to realne, żeby nacieszyć się ich towarzystwem, puki jest na to czas. To dlatego nie żałuję, że odeszłam. Ach... co jeszcze się działo... Zakochiwałam sie i odkochiwałam, chociaź to były tylko zauroczenia. Dopiero później dotarło do mnie, że nie potrafię się zakochać w ten romantyczny sposób. A po tem dwóch chłopców, których kochałam jak braci, wyznało mi, że są we mnie zauroczeni. Miałam takie poczucie winy... Może byłam zbyt empatyczna, za bardzo pragnęłam ich kochać wszystkich i w efekcie raniłam? Nie wiem kochanie, ale zdałam sobie sprawę, że jestem jedną z tych okrutnych kobiet, a to zawiodło mnie jeszcze bardziej. Ach, no ale po tem dowiedziałam się, że dostałam się do tej wybranej przez wszystkich wokół mnie szkoły i wylądowałam w tym biol-chemie. To wręcz szkoła przetrwania. Mam mało czasu na cokolwiek, ale ostatnio tak bardzo mi wszystkiego brakuje. Ludzie z mojej nowej klasy... wiesz połowa to dzieci lekarzy, a druga kujony, do których ja nigdy nie naleźałam. Irytują mnie i nie odnajduje sie wśród nich, a to jeszcze boleśniej przypomina mi co stracilam i tak zaczęłam pisać znów, bo nigdy nic mnie tak nie ratowało jak mój świat wyobraźni. Nie, nie założyłam bloga. Może jeśli skończę pisać to opowiadanie, to wstawię je na jakiegoś bloga, albo zaniosę do jakiegoś wydawnictwa. Przeszkodą jest tylko mój brak wiary w siebie.
      Natomiast jeśli chodzi o Ciebie. Nie sądziłam, że ktoś potrafi być tak empatyczny jak ty. Ach... no tak w końcu jesteś Romantyczką ;) Jednakże wszyscy kiedyś zapominają. Diabeł, który we mnie siedzi, mój prywatny Jubi powiedział mi, że nikt się nie przejmie, nikomu nie zrobi to różnicy i wypruł mnie ze wszystkiego.
      Przepraszam Cię. Na prawde jest mi przykro. Jesli na prawde jest tak, jak mówisz, to ja już sama nie wiem, co zrobić.
      Już nie bloguję, ale mam skype, przez którego rozmawiam z jedną blogerką i moją czytelniczką... tak wciaż czytelniczką, bo wciąż piszę, jak obiecałam. Jeśli bedziesz chciała porozmawiać i myślisz, że uda nam sie nawiązać nić porozumienia to : wikula.skrzydlata -to mój adres. Jeśli będziesz czuć się nie pewnie, bo ja na pewno, to możemy najpierw użyć czatu ;) Jestem też dostepna przez gg22867343, ale wiem, że nie używasz. Hmm... to chyba wszystko. Bedę Cię nawiedzać. To jest pewne.
      Pozdrawiam
      Ikula

      Usuń
    2. A jednak strach. Posłuchaj. Nie chcę Ci matkować, ani truć jak to postąpiłaś... Nie jestem od tego. Nie zrobiłaś źle. Postąpiłaś tak, jak chciałaś. Jak czułaś, że będzie dobrze. Sama wiem jak to jest, gdy patrzysz na datę ostatniego posta i zastanawiasz się, ile osób już wystrzeliło w Twoją stronę pociski atomowe. Znam to samopoczucie. I wielokrotnie chciałam zamknąć te blogi, ale kiedy już wstawałam rano z zamiarem usunięcia ich - na poczcie czekało powiadomienie, że ktoś dodał komentarz. To mógł być zwykły trzykropek (zdarzały się) albo nagana za zwlekanie, jednak niosło pewne przesłanie - jesteśmy i czekamy. Nawet, gdy nic na mnie nie czekało, gdy po prostu mogłam kliknąć - przeglądałam bloga raz jeszcze. Analizowałam ulubione fragmenty, zastanawiałam się, czemu zaczęłam to pisać. I wtedy już nie mogłam tego usunąć. Po prostu nie umiałam. Olśniło mnie. Nieważne, jak często dodajesz posty, jak wiele piszesz. Po prostu pisałam wtedy, gdy mogłam. Gdy chciałam. Kiedy był pomysł. Teraz ludzie wiedzą, że nie często coś się pojawia, a ja pogodziłam się z tym, że nie mam już tak wielkiej i wiernej rzeszy fanów (jakbym kiedykolwiek ją miała :D)

      Co do Skype. Chętnie pogadam. Na prawdę. GG nie stosuję od dawna, masz rację. Jednakże na Skype nie mam na razie możliwości. Jeśli utrzymamy kontakt i ochotę, by ze sobą porozmawiać - dam znać, kiedy będę miała okazję :)

      Usuń
  15. Hmm... ja ukończyłam swoje pierwsze opowiadanie i też doskonale pamiętam, dlaczego zaczęłam pisać. Porzuciłam tylko blogowanie. Nie tworzenie. Nie potrafiłabym z tego zrezygnować. To mnie oswobodza, sprawia, że żyję. Od poczatku wiedzialam, że nie chodzi o czytelników. Wręcz wypatrywalam konstruktywnej krytyki i to sie nie zmieniło, bo każda uwaga sprawia, że potrafię wiecej, że chcę nad tym pracować. Tylko wlaśnie, gdy przeglądałam wstecz swoje rozdziały, dostrzegałam te wszystkie niedoskonalości i zdawałam sobie sprawę, że być może nigdy nie osiągnę perfekcji, do której dążę. Myślę, że mój perfekcjonizm to potężna broń, ale też wróg.
    No cóż. Mam nadzieję, że szybko dasz znać ;)
    Pozdrawiam ciepło
    Ikula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę się wtrącić? (nikt mi niby nie zabrania, no ale...)

      Fakt... perfekcja to jeden z najpotężniejszych motywatorów, a jednocześnie wielki wróg. Sama się o tym przekonałam. Matko święta, tyle razy zaczynałam od nowa (naliczyłam z 7 wersji JEDNEGO opowiadania >.<), bo coś mi nie pasowało. Rok miałam bloga i oprócz pierwszego rozdziału i pustych obietnic czytelnik nie mógł znaleźć tam absolutnie nic. A wszystko przez myślenie "Muszę to poprawić, to musi być idealne...". W końcu się zorientowałam, że nie piszę dla siebie, tylko dla oczekiwań innych, jeśli mogę się w ten sposób wyrazić. Więc zarządziłam (kolejne z rzędu) zawieszenie pióra i teraz żeby nie wiem co się działo, dokończę to opowiadanie.

      Dobra... truję i strofuję dwie starsze ode mnie dziewczyny... brawo Gosiu, brawo :P

      Pozdrawiam i życzę weny
      Lisiak

      P.S.
      Romantyczko, błagam wyłącz to całe "udowadnianie [...]", bo szlag mnie trafi z tymi cyferkami :P

      Usuń